sobota, 25 lutego 2012

Małgorzata Strzałkowska "Gimnastyka dla języka", "Wierszyki łamiące języki", "Wiersze spod Pszczyny"

Małgorzata Strzałkowska
Wierszyki łamiące języki
Gimnastyka dla języka (dostępny również audiobook) 
Wiersze spod Pszczyny
Ilustrowała Małgorzata Strzałkowska 
Wydawnictwo Media Rodzina

 Łąka z bąkiem

Bąk na pąk spadł z jękiem z sęka,
Odtąd pąk się bąka lęka,
a że bąk ma żal do pąka
więc sęk odtąd nęka bąka. 

 Kotek

To - to płotek, a to błotko,
a tu tupta kotek z kotką -
słodko kotkom tupać płotkiem
I nie tytłać kudłów błotkiem.
 
 Pozostaje mi zachęcić miłośników rodzimego języka do radosnych zmagań. Bardzo pogodne, optymistyczne teksty. Być może poloniści i logopedzi odnajdą w tych książkach zaplecze do pracy. Niektóre są prawdziwymi językołamaczami.  Polecam również zabawne powiedzonka. W naszym domu, gdy coś "nieoczekiwanie zginie" pada pytanie: Czyżby czyżyk zeżarł ryżyk?

piątek, 24 lutego 2012

"Powiastki Beatrix Potter"


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvwnYeiZg4FCWdL7dh079lHhSzMlvhXy7tFu-ZNUX0elQpD48k8wQI4xZawioRrnrvVuOglR8iWvlEuE-UwiXxU2-bhxCs9ALd4JaxBt0SDdi1Fwbt7t_Zbv2efWWpBC0iD-4yXApWqDE/s400/powiastki%252Bbeatrix%252Bpotter.jpg
Pewnego ranka mały królik siedział na górce.Nastawił uszu i słuchał, jak stukają kopytka kucyka. Drogą jechała dwukółka, powożona przez pana McGregora; pani McGregor, w swym najlepszym czepku siedziała obok męża. 
Gdy tylko przejechali, mały Beniamin Truś zsunął się na drogę i kicając oraz podskakując, udał się w odwiedziny do swoich krewnych, którzy mieszkali w lesie za ogrodem pana McGregora. 
Las ów pełen był króliczych norek; a w najschludniejszej i najbardziej piaszczystej mieszkała ciotka Beniamina, a z nią jego kuzynki - Ciapcia, Kłapcia i Puchowy Ogonek, oraz kuzyn Piotruś.
Stara pani Królikowa była wdową; zarabiała na życie szyjąc rękawiczki i mufki z króliczej sierści (raz kupiłam parę na targu). Sprzedawała także zioła, herbatkę rozmarynową i króliczy tytoń (który my nazywamy lawendą).
Mały Beniamin nie miał zbyt wielkiej ochoty na spotkanie z ciotką. Obszedł pień jodły i omal się nie potknął o głowę swojego kuzyna Piotrusia.
Piotruś siedział sam. Wyglądał marnie, a ubrany był w czerwoną chustkę do nosa.
- Piotrusiu - szepnął mały Beniamin - kto ma twoje ubranie? 




Jedna z najpiękniejszych książek dla dzieci jakie widziałam. Niestety kosztowna, ale to obowiązkowa lektura w każdej dziecięcej biblioteczce.
Ilustracje  - absolutne mistrzostwo świata!
Tom tworzy 27 krótkich opowiadań z morałem. Uczą szlachetności, dobroci i wszelkich cnót, które mogą pomóc człowiekowi być bardziej ludzkim.W książce pojawiają się stare wierszyki, piosenki i zagadki.
Całości dopełnia wspaniały przekład Małgorzaty Musierowicz.

Powiastki  Beatrix Potter
Ilustrowała Autorka !!!!
Wydawnictwo Muza 




czwartek, 23 lutego 2012

Grzegorz Kasdepke "Co to znaczy...", "CO TO ZNACZY...czyli powrót Bartusia po raz drugi"


Grzegorz Kasdepke 
Co to znaczy...
CO TO ZNACZY...czyli powrót Bartusia po raz drugi
Ilustrowała Aneta Krella-Moch
Wydawnictwo Literatura

 Kłaść po sobie uszy

- Tato! - Bartuś podbiegł do leżącego na kanapie taty. - Pokaż, jak ruszasz uszami!...
Tata spojrzał na niego zdziwiony.
- Ja nie umiem ruszać uszami...- powiedział. - Co ci przyszło do głowy?...
 - No, przecież wiem, że umiesz!... - nalegał Bartuś. - Mama mówiła, że jak widzisz swojego szefa, to od razu kładziesz po sobie uszy!...
Zaległa cisza. Tata wbił w mamę pełne złości spojrzenie. Mama udawała, że ogromnie ją zainteresował jakiś artykuł w gazecie...
 - Kłaść uszy po sobie... - wycedził wreszcie tata nie odrywając wzroku od mamy - czy tez tulić je, znaczy: stać się nagle potulnym, spokornieć... Wytłumaczę ci na przykładzie...
 - Ja wytłumaczę! - przerwała mu mama rzucając gazetę na podłogę.

Pięknie wytłumaczony związek frazeologiczny :)
Uwielbiam książki tego autora, a ma ich na swoim koncie niemało.
W króciutkich, zwykle śmiesznych historyjkach Grzegorz Kasdepke tłumaczy znaczenie najczęściej używanych zwrotów w języku codziennym. Czyni to, zapraszając do uczestniczenia w życiu wielopokoleniowej rodziny, której klejnotem jest Bartuś.
A jest to chłopiec, który ma niezwykły dar wzbudzania emocji...


Noel Streatfeild "Zaczarowane baletki"


                                                                 

Trzy małe Fosylki stały się najbardziej zapracowanymi dziećmi w Londynie. Wstawały o wpół do ósmej, o ósmej było śniadanie. Po śniadaniu przez pół godziny ćwiczyły z Teo. O dziewiątej zaczynały się lekcje.
Przez dwie godziny Sylwia uczyła Sylwię czytać i pisać, a Paulinka i Pietrowna spędzały trzy godziny z panią doktor Jakes i panią doktor Smith. Były to bardzo interesujące lekcje, ale dziewczynki musiały ciężko pracować. Kiedy pani doktor Jakes uczyła Paulinkę, pani doktor Smith zajmowała się Pietrowna i vice versa.(...)
O jedenastej była przerwa - przynoszono mleko i sucharki., ale po pierwszych paru dniach, nikt juz ich nie tykał. (...)
O dwunastej w południe dziewczynki szły na spacer - albo z Nianią, albo z Sylwią. Wolały, gdy zabierała je Sylwia. Najczęściej prowadziła je do parku, a tam mogły się bawić w najrozmaitsze gry. Niania uważała, ze spacer to ma być spacer, i zwykle szla z nimi do muzeum Wiktorii i Alberta i z powrotem.(...) Niania uważała, że dobrze wychowane dzieci powinny, między dwunastą a pierwszą znajdować się poza domem, nawet kiedy pada (...)
Po obiedzie kładły się na pół godziny, wolno im było czytać. Potem odbywały następny spacer - wtedy już zawsze z Nianią. Ten spacer trwał także godzinę, ale mogły wybierać dokąd pójdą.(...)
Za kwadrans czwarta jadły w pokoju dziecinnym podwieczorek i pół godziny później wyruszały metrem do szkoły.
Wracały do domu o wpół do siódmej. Pusia szla zaraz pać. dwóm starszym dziewczynkom Sylwia czytała jeszcze przez pół godziny, ale Pietrowna już po dwudziestu minutach musiała iść do łóżka.


Historia "Zaczarowanych baletek" ma miejsce sto lat temu w Londynie. Prosta, trochę bajkowa opowieść o trzech dziewczynkach ocalałych z rożnych katastrof życiowych. Zamieszkały pod jednym dachem. W dniu urodzin każdej z nich, składały przysięgę, że ich nazwisko będzie kiedyś znane. Wzajemna troska, szlachetność,  pracowitość i wytrwałość w dążeniu do celu, zostają nagrodzone.
Książka raczej dla dziewcząt, w nostalgicznym, nieco idealistycznym klimacie. Klasyczna, dobra lektura.

Noel Streatfeild 
Zaczarowane baletki
Oficyna Wydawnicza Rytm



Stanislav Marijanovic "Mała encyklopedia domowych potworów I", "Mała encyklopedia domowych potworów II", "Magia domowych potworów"


 

                        


Stanislav Marijanovic
Mała encyklopedia domowych potworów I
Mała encyklopedia domowych potworów II
Magia domowych potworów
Ilustrował Stanislav Marijanovic
Nasza Księgarnia                     

 Z dedykacją dla mojej Koleżanki Agnieszki, która wciąż pyta dlaczego tak kocha słodycze...?

Siostry Słodyczki czyli Potwory Słodkiego Łakomstwa

To straszne potwory o zmasowanej sile ataku, które nie oszczędzają swych ofiar ani w dzień ani w nocy. Jedna z Sióstr podsuwa ci natrętną myśl o pudle czekoladek, druga o wielkim kawałku ciasta, trzecia o tłustych pączkach, a nim się zdecydujesz, ta pierwsza już kusi, byś pożarł całe opakowanie lodów. Zaczynasz wtedy węszyć i szukać po całym mieszkaniu czegoś słodkiego. Jeśli niczego nie znajdziesz, SIOSTRY SŁODYCZKI, czy to śnieg, czy ulewa, zaprowadzą cię za rączkę do najbliższego sklepu, gdzie wykupisz całą górną półkę łakoci.

SIOSTRY SŁODYCZKI, jak sama nazwa wskazuje, nie chcą nam zrobić krzywdy. Przeciwnie, chcą wszystkich uszczęśliwić, a wiadomo, ze nic tak nie poprawia humoru jak słodycze. Można się bronić przed nimi, jedząc jabłka zamiast czekolady i ciastek. Niestety, ten sposób nie zawsze jest skuteczny.

Wśród innych potworów godni zauważenia są:
Ambiwalenciak Decyzyjny czyli Potwór "Osiołkowi w żłoby dano",
Robolek Nadczynnościowy, czyli Potwór Pracowitości,
Zazdrośnica Zawistna czyli Potwór Nieżyczliwy,
Kichoprychacz czyli Potwor Kataralny i Glutowaty,
Awanturella czyli Potwór Złego Humoru i wiele innych.

Cudowne książki, zwłaszcza encyklopedie. Oprócz zabawnej, edukacyjnej treści możemy z poczuciem humoru stawić czoła naszym codziennym przywarom. Znakomite, radosne rysunki!

poniedziałek, 20 lutego 2012

Ilse Kleberger "Nasza babcia", "Wakacje z babcią"


W tejże chwili otworzyły się drzwi i do pokoju wpadła Ingeborga, najstarsza siostra Janka. W jednej ręce trzymała talerz, a drugą ciągnęła za sobą trzyletniego mniej więcej chłopca. Chłopiec wił się jak węgorz i ryczał:
- Nie, nie, nie chcę kaszki, nie, nie, nie!
 - Babciu - wysapała Ingeborga - on za nic w świecie nie chce jeść! Tylko ty potrafisz dać sobie z nim radę!
Babcia z dezaprobatą pokręciła głową.
- W tym domu nie można nawet spokojnie uprawiać sportu!
Odpięła wrotki, chwyciła talerz i pociągnęła chłopca do swego fotela. Ścisnęła go kolanami i podniosła łyżkę do jego ust.
 - Nie chcę! - wrzasnął chłopiec.
 - Ależ, Piotrusiu, chcesz przecież stać się dorosłym mężczyzną!
 - Tylko jedną łyżkę kaszki za tatusia i jedną za Janka.
- Nieeee!
 - A więc posłuchaj, zjesz dwie łyżki i zaraz dostaniesz cukierek. Tylko dwie małe łyżki kaszki!
 - I dostanę cukierek/
 - Tak.
Piotruś przestał płakać i otworzył buzię. Babcia zaczęła liczyć:
- Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwie. - Przy każdej liczbie wsuwała pełną łyżkę w otwarte usta. I oto talerz był już pusty, a babcia wygrzebała z koszyczka do szycia malinowy cukierek i wetknęła go szybko w rozdziawioną buzię.


Niezwykła babcia, która pomaga w wychowaniu sześciorga wnucząt.
Babcia, która jeździ na wrotkach i łyżwach, ma gadającą papugę i dopinany kok. Przy tym ciepła, opiekuńcza i wymagająca. Jest bardzo niestandardowa w swoich pomysłach, ale po przeczytaniu powyższego fragmentu, można się przekonać, że skuteczna.
Taka babcia to marzenie i wnucząt i zapracowanych rodziców.
Książka zabawna i mądra,  ale do zdobycia tylko z drugiej reki. Od dziesięciu lat nie była wznawiana. Mimo to serdecznie zachecam do poszukania.

Ilse Kleberger
Nasza babcia, Wakacje z babcią
Ilustrowała Wanda Orlińska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia

Wanda Chotomska "Kram z literami"

Wanda Chotomska
Kram z literami 
Ilustrowała Marianna Jagoda-Mioduszewska
Wydawnictwo Literatura

Było sobie takie o, 
które w głowie miało pstro.
Kąpało się w rosole, 
tańczyło tango na stole,
huśtało się na dzwonie, 
mrugało okiem w neonie, 
aż wreszcie rzekło: "Koniec! 
Znudziło mi się to, 
znam innych sztuczek sto!"
Z neonu zeszło raz-dwa,
patrzcie no gdzie to się pcha!
Oparło się o kładkę - 
zrobiło z niej okładkę.
Oparła się o górki -
zrobiło z nich ogórki.
oparło się o fermę -
zrobiło z niej ofermę.
Ujrzało konie z wozem, 
woźnica krzyknął :"Wio!"
A tu już konia nie ma, 
nie koń, lecz okoń to!
Jak okoń skoczył w wodę,
to poszli z nim na dno
woźnica razem z wozem
i zwariowane o.
Lecz razem wypłynęli,
sama widziałam to - 
bo kolo ratunkowe
zrobiło z siebie o.

Piękne, zabawne wierszowane historyjki o literkach. Doskonały sposób na przyswojenie alfabetu, na naukę czytania i zabawę we dwoje. Polecam wszystkim dorosłym, którzy doceniają w książkach również aspekt edukacyjny.

niedziela, 19 lutego 2012

Astrid Lindgren "Przygody Emila ze Smalandii"

 - Możemy się pobawić, że jestem panem doktorem Mariannelund - powiedział Emil - a ty jesteś małe chore dziecko, które mam wyleczyć.
Ida natychmiast się zgodziła. Rozebrała się i położyła do łóżka, a Emil zajrzał w jej gardło, osłuchał płuca i zachowywał się zupełnie jak doktor z Mariannelund.
 - Na co jestem chora? - spytała Ida
Emil zastanowił się. I.nagle już wiedział.
 - Masz tifus - stwierdził - To straszna choroba.
Ale wtedy przypomniało mu się, co powiedziała Maja-Borówka - od tyfusu człowiek ma niebieską twarz. I skrupulatny, jak zawsze w takich sprawach, Emil rozejrzał się dookoła za czymś, co pomogłoby mu uzyskać właściwy kolor choroby u Idy. Niedaleko na biureczku stał mamy kałamarz, ten, którego używała, kiedy kaligrafując, notowała figle Emila w zeszycie lub pisała listy zapraszające na kawę. Brudnopis zaproszenia leżał zresztą na biurku. Emil przeczytał "zapraszają serdecznie" i podziwiał mamę, że tak pięknie potrafiła pisać. To było coś całkiem innego niż to, co z siebie wykrzesał Adrian, że "widzioł niedźwiedzia".
Mama nie potrzebowała już brudnopisu, więc Emil zmiął papier w małą kulkę, którą zanurzył w kałamarzu, a gdy papier nasiąkł dostatecznie atramentem, wyłowił kulkę i, chwyciwszy ja w dwa palce, zbliżył do Idy.
 - Teraz będziesz wyglądała na chora na tifus - powiedział, a Ida zachichotała zachwycona.


 Książki Astrid Lindgren większość z nas doskonale zna i pamięta. W moim sercu jest ich wiele. Ta stała się ukochaną książką z dzieciństwa mojego syna.
Cudowna, czytana wielokrotnie. Chłopcy duzi i mali, mamusie, które mają baaardzo pomysłowe dzieci, odnajdą w tej książce bratnią duszę Emila Svenssona.
W prezentowanym wydaniu znajduje się 12 książeczek o niebieskookim "aniołku". Zebrane w jednym miejscu dadzą radość na wiele wspólnych wieczorów, a rodzicom otworzą oczy na dziecięcą kreatywność.

Astrid Lindgren
Przygody Emila ze Smalandii
Ilustrował Bjorn Berg
Nasza Księgarnia

Joanna Papuzińska "Nasza mama czarodziejka"


Któregoś dnia nasz najmłodszy brat rzucił piłkę tak mocno, ze przeleciała przez ogrodzenie i wpadła do parku. Wielkolud złapał ją i nie chciał nam oddać. Wróciliśmy do domu z płaczem.
Wtedy nasza mama wpadła w złość.
- No, nie - powiedziała - ja dłużej tego znosić nie będę!
I poszła do parku.
Wszyscy, nawet dorośli panowie, bali się tego wielkoluda. Ale nasza mama - nie. Podeszła do niego bliziutko i zawołała.
 - Nie pozwalam dokuczać małemu dziecku!
A ponieważ zobaczyła, że wielkolud ma kurtkę rozerwaną na plecach, powiedziała jeszcze:
 - Taki duży, a wygląda jak obdartus! Jak panu nie wstyd! Proszę zaczekać, wezmę igłę z nitką i zaszyję dziurę!
Bo naszą mamę okropnie denerwuje, kiedy ktoś jest nieporządnie ubrany. Więc posłała nas po igłę i nici, przystawiła do pleców wielkoluda drabinę ogrodniczą i zaczęła mu cerować kurtkę..
Szyła, szyła, aż nagle drabina zachybotała się i nasza mama niechcący ukuła wielkoluda igłą.
- O, przepraszam - powiedziała, bo wielkolud syknął.
Ale wielkolud syczał dalej. Mama zobaczyła, że przez dziurkę zrobioną igłą powietrze ucieka z niego jak z przedziurawionej opony. Kurczył się i kurczył, a po pięciu minutach stał się zwyczajnym chłopakiem - mniej więcej takim jak ja.
 - Bardzo dziękuję! - powiedział do mamy. - Pani mnie odczarowała! Ja byłem zarozumiałym chłopcem i ciągle chodziłem nadęty. Zdawało mi się, że jestem najmądrzejszy, najpiękniejszy i najważniejszy na świecie. Od tego nadymania robiłem się coraz większy i większy, aż w końcu stałem się wielkoludem.

Chyba każda z mam marzy, by być taką  zaradną, mieć lekarstwo na wszelkie smutki i bolączki, poradzić sobie w najbardziej niemożliwych sytuacjach. Cudowne życzeniowe myślenie. A jednak w oczach dziecka taka jest mama, dopóty nie dorośnie i nie odkryje, ze rodzic jest taki zwyczajny, ludzki. Polecam wszystkim rodzicom książki Donalda Winnicotta , który wprowadził do psychoterapii pojęcie wystarczająco dobrej matki. To uwalniające od dążenia do perfekcji stwierdzenie na pewno pomoże kochającym rodzicom, którzy co jakiś czas muszą się mierzyć z mitem idealnego rodzica.

Joanna Papuzińska
Nasza mama czarodziejka
Ilustrowała Ewa Poklewska-Koziełło
Wydawnictwo Literatura

Joanna Chmielewska "Pafnucy", "Las Pafnucego"

Joanna Chmielewska    
Pafnucy
Ilustrował Włodzimierz Kukliński
Kobra


 
Joanna Chmielewska 
 Las Pafnucego
Ilustrował Włodzimierz Kukliński
Kobra Media


W wielkim, pięknym zielonym lesie żył sobie niedźwiadek imieniem Pafnucy. Był bardzo łagodny, dobry i sympatyczny. Lubił jadać ryby, korzonki, grzyby i miód, uwielbiał dalekie spacery i zawieranie nowych znajomości. Żył w zgodzie ze wszystkimi i cieszył się powszechną życzliwością.
    Przez las płynęła rzeka, która w jednym miejscu tworzyła małe jeziorko. W jeziorku mieszkała największa przyjaciółka Pafnucego, wydra Marianna. Umiała doskonale łowić ryby i łowiła je dla swojego przyjaciela, a on powtarzał jej wszystkie plotki, jakich się nasłuchał, spacerując po lesie. Musiał opowiadać dokładnie i szczegółowo, ponieważ Marianna był a z natury bardzo ciekawa.
    Pewnego letniego dnia Pafnucy powędrował dalej niż zwykle i dotarł aż na skraj lasu.Za ostatnimi drzewami ujrzał ogromna łąkę, na której pasły się krowy. Ucieszył się i pomyślał sobie, ze teraz będzie zwiedzał nie tylko las, ale także jego okolice. Poza tym znal już wszystkie leśne zwierzęta, więc chyba czas zaprzyjaźnić się z kimś nowym. Wyszedł z lasu i podszedł do najbliższej krowy.


    Autorka kojarzona raczej z literaturą dla dorosłych przygotowała dla młodszych czytelników naprawdę piękną niespodziankę    .
 Pafnucy zaprasza do swojego leśnego królestwa, w którym zamieszkuje wydra Marianna, lis Remigiusz, sarenka Klementyna i jej syn Kikuś, rodzina borsuków, dzików, wilków, ryś i wiele innych zwierząt. Poznajemy uroki i kłopoty życia w lesie. Możemy towarzyszyć  głównemu bohaterowi w rozwoju przyjaźni z psem Puckiem i miłości z niedźwiedzicą Balbiną.
Świetna lektura dla tych, którzy pragną poznać rytm  życia i przyrody, opowiedzieć swoim dzieciom o ważnych sprawach międzyludzkich w przystępny sposób, budować postawę szacunku wobec otaczającej natury.
Książka przeznaczona do czytania z rodzicami dla przedszkolaków  i samodzielnej lektury dla trochę starszych. Druga cześć nieco słabsza, ale lepiej wydana.

Jerzy Niemczuk "Szalenczaki"

 
 - Gdzie on jest? Był tu przed chwilą! Papla, nie widziałaś kartofla?
- Co chcesz mu zrobić?
 - Obedrę go ze skóry! - wrzasnął Papel.
 - Miałeś go obrać – zauważyła Papla i wręczyła mu ziemniak, który znalazła pod stołem.
- Papel, czy ty już kiedyś robiłeś obiad? – zapytała ostrożnie
- Ja?! – oburzył się Papel. – gdybym chciał, to mógłbym robić obiady nawet z dziesięciu dań!...Papla, a może nie warto obierać tego kartofla? Nie myślisz, ze w skórce będzie mu cieplej i szybciej się ugotuje?
 - Papel, ty masz zawsze dobre pomysły! Tylko… Czy jeden kartofel dla wszystkich to nie jest troszeczkę za mało?
- To bardzo duży kartofel…
Papel zawahał się.
 - No dobra – mruknął – zrobimy jeszcze coś! Wyciągnij olej!
Mamla aż podskoczyła na łóżku, gdy z kuchni zaczęły dobiegać krzyki poparzonych i skwierczenie przypalanego tłuszczu.


Zapraszam do domu rodziny Szaleńczaków. Mamla, Papel i  Papla tworzą trochę zwariowaną rodzinkę. W książce poznajemy ich codzienność, która przedstawiona jest w prosty i humorystyczny sposób. Możemy np. dowiedzieć się o istnieniu psa Pudła, bo kiedy nie ma żywego stworzenia, wyobraźnia  Papli podpowiada jej ożywienie kartonowego pudełka. Mamy dowiedzą się w jaki sposób zaistnieć w lokalnych gazetach i zyskać rangę bohatera. Tatusiowie mogą zainspirować się nowatorskimi pomysłami w obszarze prac remontowych.
Książka dostarczy wiele radości małym i dużym. Myśląc o małych mam na myśli przedszkolaków i dzieci w młodszym wieku szkolnym.

Jerzy Niemczuk 
Szaleńczaki
Ilustracje Julian Bohdanowicz 
Marceli Szpak Wydawnictwo