środa, 31 października 2012

Maja Sereda - afrykańska warszawianka


Piękności wynalezione w sieci,  z rodzimymi korzeniami, ponieważ ilustratorka pochodzi z Warszawy, natomiast mieszka i tworzy w RPA.





wtorek, 23 października 2012

Sven Nordqvist "Gdzie jest moja siostra?"


Od autora
Pomysł stworzenia tej książki po raz pierwszy pojawił się 25 lat temu. Miała to być podroż przez bajeczne krajobrazy, stanowiące jedną długą,  spójną ilustrację. Z początku nie było żadnego tekstu, ważne były tylko obrazy. Potem pomyślałem, że jednak należy je opatrzyć jakimś tekstem, ale ponieważ dużo trudniej jest pisać do ilustracji, niż ilustrować tekst, projekt został odłożony na przyszłość. W zamian pojawił się Pettson i Findus oraz inne historie, które pochłonęły mnie na wiele lat.
Powodem, dla którego pomysł ten wciąż mnie prześladował i nęcił, były chyba obrazy, które opowiadają i pochłaniają całą uwagę. Wszystko może się zdarzyć i niczego nie trzeba wyjaśniać. Chciałem wykonać duże, szczegółowe ilustracje, w które mogłem wejść i pozostać w nich na długo. To właśnie ta koncentracja i odcięcie od świata zewnętrznego są takie wspaniale, gdy się rysuje i maluje. Wykonanie tek książki zabrało mi prawie półtora roku.(...)
Tekst miał być na tyle samodzielny, aby dziecko i bez niego miało radość z książki. Historia opowiada o młodszym bracie szukającym siostry, która zniknęła. Aby szukać tam gdzie należy, musi przypomnieć sobie, jak ona myśli i co najbardziej lubi robić. By ją odnaleźć musi ją znać. Podczas poszukiwań wspomina to, co się wcześniej wydarzyło, tak że i my poznajemy jego siostrę, choć na każdej rozkładówce widoczna jest jedynie jako mała kropka.

Tekst książki:
Mówi, że gdy jesteśmy pośród chmur, to potrafimy latać. Bo jeśli nie lecisz, to spadasz, a jak spadasz, to się zabijasz, a zż nie możemy umierać, zanim się nie zestarzejemy, to dlatego potrafimy latać, gdy jesteśmy w chmurach.
- Twoja siostra...ona myśli po swojemu. nie wierz we wszystko, co mówi. Ćwiczenia w lataniu najlepiej rozpocząć najwyżej metr nad ziemią, gdy pod tobą stoi ktoś, kto cię złapie, jeśli coś pójdzie nie tak.

Obłędna, absolutnie rewelacyjna!
Mam w sobie mnóstwo dobrych i pięknych uczuć po przeczytaniu, czy bardziej przeżywaniu tej książki. Tekstu tu niewiele, ale i tak zatrzymuje myśl przy tym co istotne. Ilustracje zawierają w sobie tyle treści i ciepła, że jest to lektura na wiele, wiele dni.
Duży format, piękne wydanie.


Sven Nordqvist 
Gdzie jest moja siostra?
Ilustracje Autora - genialne!!!
Wydawnictwo EneDueRabe

poniedziałek, 22 października 2012

Kenneth Grahame " O czym szumia wierzby"


Czekali cierpliwie i długo - tak im się przynajmniej zdawało - tupiąc po śniegu dla rozgrzania łapek, wreszcie posłyszeli człapiące wolno kroki, które zbliżyły się ku drzwiom. Kret powiedział do Szczurka, że ten, co się zbliża, musi mieć na nogach pantofle zbyt obszerne i przydeptane na piętach. Ta uwaga świadczyła o inteligencji Kreta, bo tak było rzeczywiście.
Rozległ się zgrzyt podnoszonej sztaby i drzwi uchyliły się na parę cali, tyle tylko, aby ukazać długi ryjek i dwoje zaspanych, mrugających oczu.
- Jeżeli to się jeszcze raz powtórzy - oświadczył szorstki i podejrzliwy głos - rozgniewam się na dobre. Któż to śmie niepokoić mnie w taka noc? Odezwać się!
- O Borsuku! - wykrzyknął szczur. - Wpuść nas, proszę. To ja, Szczur, i mój przyjaciel Kret. Zgubiliśmy drogę w śniegu.
To ty, Szczurku, kochany mój chłopcze! - zawołał Borsuk zupełnie innym tonem. - Wejdźcie natychmiast obydwaj, musicie byc nieżywi ze zmęczenia. Coś podobnego! Zabłądzili wśród śniegu i to nocą, o tej porze, w puszczy. Ale wejdźcie, wejdźcie!
Zwierzątjkom było tak pilno znaleźć się w norze, że wchodząc z pośpiechem, wpadły na siebie i z radosną ulgą posłyszały zamykające się za nimi drzwi.
Borsuk miał na sobie długi szlafrok, a na nogach pantofle, które rzeczywiście były przydeptane, w łapie trzymał zaś plaski lichtarz; zapewne kładł się już spać, gdy posłyszał stukanie. Spojrzał dobrotliwie na przyjaciół i pogładził obu po łebkach.
- To nie jest noc odpowiednia na spacery dla małych zwierząt - rzekł po ojcowsku. Musiałeś pewnie znów płatać jakieś figle, Szczurku. Ale chodźcie dalej, do kuchni. Pali się tam buzujący wesoło ogień, jest kolacja i wszystko, czego potrzeba.(...)
Kiedy wreszcie się dobrze się ogrzali, borsuk zaprosił ich do stołu, gdzie przygotował posiłek. Już uprzednio byli porządnie głodni, lecz kiedy zobaczyli kolację, zdawało im się doprawdy, że mają do rozstrzygnięcia ciężkie zagadnienie: do czego wziąć się najpierw? Wszystko bowiem było niesłychanie nęcące, a przy tym obawiali się, czy inne potrawy zechcą łaskawie poczekać, aż przyjdzie na nie kolej. Rozmowa stała się na długi czas niemożliwa, a kiedy podjęto ją na nowo, toczyła się w sposób godny pożałowania - z pełnymi ustami. Borsukowi wcale to nie przeszkadzało, nie miał im tez za złe, gdy kładli łokcie na stół, albo gdy wszyscy razem mówili. Ponieważ sam nigdzie nie bywał, nabrał przekonania, że to wszystko są rzeczy błahe (w czym oczywiście mylił się, bo te sprawy wcale nie są błahe, tylko że wytłumaczenie, dlaczego tak jest, zabrałoby nam zbyt dużo czasu). Borsuk siedział na fotelu przy końcu stołu i z powagą kiwał łebkiem, gdy zwierzątka opowiadały swoje przygody. Nic nie zdawało się gorszyć go lub dziwić; nie powiedział ani razu: "A mówiłem" lub "Tak twierdziłem zawsze"; nie wygłaszał zdania, że powinny były postąpić tak a tak lub że nie powinny zrobić tego a tego.

Pozycja wielokrotnie wydawana i wznawiana. Kolejnego pięknego wydania podjęło się krakowskie Wydawnictwo Skrzat.W nowej szacie (śliczne ilustracje Kingi Paździurkiewicz), w nowym tłumaczeniu (Maria Godlewska). Przepiękny język. Może nie ma tu zbyt wartkiej akcji, ale jest opis przyrody, miejsc, wewnętrznych przeżyć bohaterów. Z tą książką trzeba pobyć, by móc się nią prawdziwie zachwycić. Zdecydowanie jest to zaproszenie do zwolnienia tempa, a czas ku temu jak najbardziej sprzyjający :)
Czterej bohaterowie - Szczurek, Kret, Ropuch i Borsuk są dla siebie autentycznymi przyjaciółmi. Troszczą się o siebie, otaczają szacunkiem, dzielą dobrocią. Wiele można się od nich nauczyć, bowiem hojnie rozdają mądrość wypływającą z doświadczenia. Zwierzęta obdarzone ludzkimi;j jeżdżą samochodem, jedzą jajecznicę, śpią w łóżkach i przeżywają przygody na miarę ludzkich bohaterów.
Lektura powstała w formie listów autora do cierpiącego na poważne zaburzenia wzroku synka Alistaira. Serdecznie polecam.

Kenneth Grahame 
O czym szumią wierzby
Ilustracje Kinga Paździurkiewicz
Wydawnictwo Skrzat 

piątek, 19 października 2012

Anna Kaszuba-Dębska - nazwisko, które trzeba znać


 

Ze strony internetowej Ilustratorki:

Malarka, graficzka, ilustratorka, projektantka książek dla dzieci i dorosłych. Autorka i reżyserka filmów animowanych i reklam.
Właścicielka Cafe Szafe oraz projektantka kawiarnianego wnętrza.
Zaprojektowała i zilustrowała ponad dwieście książek o różnej tematyce, zarówno dla dzieci jak i dorosłych.
Jest laureatką wielu nagród i stypendiów min. Stypendium prof. Jana Szancenbacha "Dla młodego kolorysty w Paryżu", stypendium prof. Janiny Kraupe-Świderskiej "Dla kobiety malarki" w Paryżu, stypendium Prezydenta Miasta Krakowa, stypendium Hanny Wojterkowskiej-Haber "Za wyróżniający się Dyplom roku 2000", nagroda firmy Talens, nominacje do IBBY i inne.
 



 


wtorek, 16 października 2012

Grzegorz Kasdepke "Poradnik hodowcy aniołów"

Oblatywanie aniołów jest niezbędne dla ich prawidłowego rozwoju. Zwłaszcza zimą, kiedy z konieczności muszą one spędzać długie godziny nocne w zamknięciu. Rozruszanie ich skrzydeł jest pierwszą rzeczą, o jakiej każdego poranka powinien pomyśleć hodowca. Aniołów z reguły nie trzeba motywować do lotu - otworzenie anielika i woliery jest dla nich wystarczającą zachętą. Czasami jednak po długim siedzeniu w bezruchu w zesztywniałe mięśnie ich skrzydeł wkrada się lenistwo i już po krótkim locie szykują się do lądowania. Należy temu ze wszystkich sił przeciwdziałać. Hodowcy niechętnie przyznają, że najlepszą metodą pobudzania aniołów do lotu jest stare i dość prymitywne, ale jednak skuteczne bujanie. Na czym ono polega? Złośliwi mówią: na machaniu przywiązaną do kija szmatą. Być może nie jest to najbardziej wyrafinowana metoda, ale nawet jej wrogowie przyznają, że widok hodowcy z kijem w ręku, nad którego głową kołują anioły, jest niezwykle efektowny.(...)
Przygotowując anioły do długiego lotu, hodowca powinien pamiętać, że najlepsze efekty daje trening połączony z zabawą. Anioły mają naturalną potrzebę latania i jeżeli raz w tym zasmakują, nie trzeba ich będzie specjalnie zachęcać. Z natury beztroskie i pogodne, chętnie uczestniczą we wszelkich wyścigach, pogoniach czy konkursach zręcznościowych. A jednak dobry hodowca powinien pamiętać o treningu wytrzymałościowym. Od czasu do czasu, najlepiej raz w tygodniu, zasadne wydaje się wywiezienie aniołów daleko od anielika i zmuszanie ich do pokonania całej trasy o własnych silach. Początkowo dystans nie powinien przekraczać pięćdziesięciu kilometrów. dalsze etapy treningu wymagają pokonywania co tydzień nawet do dwóch tysięcy kilometrów.

Autor przyzwyczaił mnie do innego typu lektury. Byłam ciekawa, co może znajdować się w książce pod tak znaczącym tytułem. Z jednej strony baśń, z drugiej historia Marty osadzona w bardzo twardej rzeczywistości. Czasami miałam wrażenie, że czytam dwie oddzielne książki, jakbym poruszała się w dwóch odrębnych światach. Ciekawie skonstruowana fabuła, budująca napięcie i oczekiwanie. Wątki splatają się ze sobą tworząc baśniową całość, w którą po prostu chce się wierzyć. W efekcie czytelnik dostaje książkę pełną mądrości, nadziei i ciepła. Gorąco polecam nieco starszym dzieciom, młodzieży i dorosłym
Tomik pięknie wydany, niestety z fatalnymi ilustracjami.

Grzegorz Kasdepke
Poradnik hodowcy aniołów 
Ilustracje Łukasz Samsonowicz
Wydawnictwo Literatura

czwartek, 11 października 2012

Lucyna Legut "Piotrek zgubił dziadka oko, a Jasiek chce dożyć spokojnej starości"

Jeśli się czasem zdarzyło, że mama na jeden dzień zachorowała (dłużej nie miała prawa, jeżeli chciała, żeby nasz dom nie rozleciał się na kawałki), to wtedy ojciec zawsze mówił:
- Wasza mamusia jest chora. Proszę, żebyście się zachowywali przyzwoicie i cicho. Tyle tylko od was żądam! Nic więcej! A ja zajmę się domem.
Mama zawsze próbowała protestować, ale ojciec miał zawsze tak groźna i stanowczą minę, że kładła się do łóżka. Najpierw jednak wzdychała, nie mam pojęcia dlaczego... A kiedy ojciec zaczynał biegać po mieszkaniu i szukać siatki na zakupy, a potem tłukł butelki po śmietanie, które chciał wymyć, to mama mocno zaciskała oczy i przykrywała głowę kołdrą. Ojciec najpierw mruczał, że śmietanę sprzedają w butelkach, które trzeba myć, a za granicą to wszystko jest w plastikowych woreczkach, które się wyrzuca. Potem znowu nie podobała mu się siatka, że jest liliowa i że będzie z nią wyglądał jak idiota: rzucał więc siatkę i zaczynał szukać starej, skórzanej teczki, ale Jasiek wyrżnął z niej dwa kawałki skóry, bo mu były potrzebne do łaty do dżinsów, tak że w końcu musiał pójść z siatką. Przed wyjściem sprawdził jeszcze, czy mamy czyste uszy i paznokcie, i strzelił Jaśka za to, że miał paznokcie poobgryzane, tak jakby w tym dniu to było najważniejsze, jakby Jasiek nigdy wcześniej nie obgryzał paznokci.(...)
Bardzo to było dziwne, że zawsze im bardziej staraliśmy się mamie pomóc, tym gorzej się czuła. A kiedy ojciec zaczął gotować obiad, patrzyliśmy na siebie z Jaskiem przerażeni, bo mama coraz bardziej bladła i już nawet nie próbowała nic mówić. A ojciec starał się jak nigdy. Żeby mamie nie było nudno, to rozmawiał z nią, to znaczy mówił coś do niej, chodząc po mieszkaniu i obierając ziemniaki. A mama jakoś tak dziwnie patrzyła na te obierzyny, które spadały na podłogę... Być może, że ojciec za grubo obierał ziemniaki i mamie było żal, że troszkę w łupinach zostało, ale przecież jakie to miało znaczenie wobec choroby mamy? Nam to nie szkodziło, że zjemy trochę mniej. Jak już ojciec obrał ziemniaki, to zaczął gotować zupę jarzynową, bo podobno dla chorych zupa jarzynowa jest najzdrowsza. Nie wiem czemu mama nie chciała jeść tej zupy. Trochę śmierdziała śledziami, bo w sklepie źle mu je zapakowali... Tu ojciec wyraził się o pakowaniu śledzi tak, że lepiej nie powtarzać; cała marchewka i wszystkie jarzyny przesiąkły ich zapachem, zwłaszcza że przecież z zakupami poszedł wprost na próbę i te śledzie dość długo leżały na jarzynach. Myśmy z Jaśkiem tez nie chcieli jeść zupy, nie żebyśmy nie lubili zapachu śledzi, ale w zupie były jakieś okropne kluchy z mąki. Ojciec powiedział, że śmietana musiała być fałszowana i dlatego mąka nie rozpuściła się w śmietanie. Mama to jednak miała szczęście, bo nigdy nie kupiła fałszowanej śmietany i zawsze się jej rozpusciła. Nikt z nas nie tknął tej zupy, a ojciec żeby nam udowodnic, jaka jest wspaniała, nalal sobie pelen talerz i usiadł przy stole, i strasznie zaczął się zachwycać, że nigdy nie jadł tak dobrej zupy. Jak juz skończył, to bardzo zbladł i zaraz wyleciał do toalety.

Bardzo, bardzo zabawna opowieść o aktorskiej rodzinie, w której znajduje się dwóch chłopców: dwunastoletni Piotrek i dziesięcioletni Jasiek. Są bardzo ciekawi świata i chętnie podglądają dorosłe życie, co oczywiście wiąże się z faktem, że bywają dość krytyczni wobec starszego pokolenia. Jedną z postaci, która psuje im sporo krwi jest wścibska sąsiadka Paluch-Rogalska.
Chłopcy przedstawiają swój sposób rozumienia rzeczywistości i jest on zdecydowanie różny od tego, który znamy.
Książki autorki są powrotem do dzieciństwa dzisiejszych dojrzałych dorosłych. Były z nimi wówczas, a    dziś mogą stanowić wspólną lekturę dużych i małych.
Kolejne części opowieści o zabawnym rodzeństwie:
  • Jasiek chce być reżyserem, a Paluch-Rogalska cyrkówką
  • Jasiek pisze kronikę rodzinną, a Piotrek ciągle się w kimś kocha
  • Już nigdy nie będę się kłócił z Piotrkiem!
  • Całkiem zwariowane urodziny Piotrka oraz to i owo o Paluch-Rogalskiej
 Lucyna Legut zmarła w ubiegłbym roku. Była pisarką i aktorką, skończyła też Akademię Sztuk Pięknych.

Lucyna Legut
Piotrek zgubił dziadka oko,
a Jasiek chce dożyć spokojnej starości
Ilustrowała Lucyna Legut
Wydawnictwo AKAPIT PRESS

środa, 10 października 2012

Wojciech Witkowski "Burzliwe dzieje pirata Rabarbara"

Wojciech Witkowski
Burzliwe dzieje pirata Rabarbara
Ilustrował Edward Lutczyn
Wydawnictwo Bis

Franz von Flonder zwał się kiedyś Franciszek Flądra i był najpoczciwszym w świecie czarodziejem, takim, co to za dotknięciem czarodziejskiej pałeczki łatał chłopcom dziury w spodniach rozdartych przy przechodzeniu przez płot, a dziewczynkom zabierał w czasie snu strach przed myszami i żabami. Wtedy czarodziej Flądra był rumiany i uśmiechnięty jak poranne jabłuszko z wrześniowego sadu. Mieszkał w domu zrobionym z ogromnej beczki i kiedy w mieście było smutno, kulał się w swoim domku po ulicach i śpiewał najweselsze i najśmieszniejsze piosenki, jakie kiedykolwiek ktokolwiek słyszał. Aż zdarzyło się nieszczęście. Komar ukłuł córkę samego burmistrza; niewychowany jakiś komar - nie wiedział kogo można kluć. Burmistrz rozgniewał się, zawołał Flondrę i powiedział:
 - Zrób coś z tym komarem. Lata to, nie robi nic to, bzyka to, kłuje to.
A co zrobił Flądra? Wpadł na pomysł ożenienia komara z pszczołą. Już ona zagoni go do roboty, nie będzie kłuł z nudów burmistrzanek! Jak postanowił, tak zrobił. I od tego czasu są na świecie osy - dzieci komara i pszczoły. Po pszczole mają żądło, po komarze lenistwo i złośliwość. I tną jak osy, nie zważając wcale kogo.
Rozgniewani mieszczanie przegnali Flądrę z miasta, żeby zaś nie wymyślił jakiegoś jeszcze paskudnego owada - złamali jego czarodziejską pałeczkę. Żaden czarownik nie może jednak przestać być czarownikiem, więc Flądra po zbudowaniu wąziutkiej chatynki pod wierzbą (wąziutkiej, bo ze zmartwienia wysechł i zrobił się plaski jak papier), zajął się po cichu pompowaniem wody ze źródełka pod górę, ze niby i tak potrafi czarować, a dla dodania sobie ważności ogłosił, że nie jest już żadnym zwykłym Franciszkiem Flondrą, ale Franzem von Flondrem.
Do niego właśnie szedł Ocet, niosąc przedziwny pakunek.
Zapukał do drzwi wąskich jak listewka. Zaraz się otworzyły i ukazał się w nich von Flonder, tak rzeczywiście płaski, że zawsze musiał stać nosem do wiatru, by go nie uniósł, uderzywszy z boku.
- Witam cię, o wielki czarnoksiężniku - zapiszczał Ocet.
- Witam pana, kapitanie - odparł Flonder.
- Czy wiesz, co mam w tej paczce? - zapytał Ocet.
- Czy to jest coś dla mnie? - odpowiedział pytaniem Flonder.
- Będzie twoje, czarnoksiężniku,  jeśli pomożesz mi w walce z Rabarbarem.

To książka, która pamięta nasz dziecięce lata. Jest wspaniała. Napisana barwnym, pięknym językiem; pełna poczucia humoru i niesamowitych pomysłów.
Rabarbar uciekł z kutra "Kaczy Kuper" od złośliwego kapitana Octa. Osiadł na wyspie z żoną Barbarą i synkiem Krztynkiem. Pasjami jadł grochówkę, palił fajkę i od czasu do czasu wypełniał obowiązki pirata.
Tyle wolności... tyle wolności...
Są jeszcze dwie części tej znakomitej książki:
Dalsze burzliwe dzieje pirata Rabarbara
Jeszcze dalsze dzieje pirata Rabarbara 

sobota, 6 października 2012

Astrid Lindgren "Pippi Pończoszanka"

- Witam cię w szkole, Pippi! Mam nadzieję, że będziesz się tu dobrze czuła i że będziesz się dobrze uczyła.
- A tak! - odparła Pippi. - I mam nadzieję, że będę miała ferie świąteczne. Dlatego tu przyszłam. Sprawiedliwość przede wszystkim!
- Może powiesz mi najpierw swoje imię i nazwisko w pełnym brzmieniu, żebym cię mogła zapisać do szkoły.
- Nazywam się Pippilotta Viktualia Firenella Złotomonetta Pończoszanka, córka Efraima Pończochy, z przydomkiem Postrach Morza, obecnie króla murzyńskiego. Pippi jest właściwie zdrobnieniem, bo tatuś uważał, że Pippilotta za długo się wymawia.
- Ach tak! - powiedziała pani. - W takim razie i my także nazywać cię będziemy Pippi. A może teraz sprawdzimy trochę twoje wiadomości? - zaproponowała. - Jesteś już przecież dużą dziewczynką i pewno już sporo umiesz. Zacznijmy od rachunków! No, Pippi, czy możesz mi powiedzieć, ile to będzie razem 7 i 5?
Pippi spojrzała na panią ze zdumioną i niezadowoloną miną, po czym odpowiedziała:
- No, jeżeli sama tego nie wiesz, to nie wyobrażaj sobie, że ja ci to powiem!
Wszystkie dzieci patrzyły przerażone na Pippi. Pani zaś wytłumaczyła jej, że w ten sposób nie wolno odpowiadać w szkole. Zwracając się do nauczycielki należy mówić "proszę pani".
- Bardzo przepraszam - odezwała się Pippi ze skruchą.- Nie wiedziałam tego i więcej już tego nie zrobię.
- Mam nadzieję! - odpowiedziała pani. - A poza tym chcę ci powiedzieć, że 7 i 5 jest 12.
- No proszę! - oburzyła się Pippi. - Sama wiedziałaś, więc po co mnie pytasz? Ach, jakaż ze mnie gapa; teraz znowu powiedziałam do ciebie "ty". Przepraszam!- dodała i uszczypnęła się mocno w ucho.
Pani postanowiła nie zwracać na to wszystko uwagi i jak gdyby nigdy nic dalej przepytywała Pippi;
- No, Pippi, jak myślisz, ile będzie 8 i 4?
- Coś około 67 - wyraziła przypuszczenie Pippi.

Pippi to oczywiście klasyka literatury dziecięcej.
Bohaterka znana jest z niekonwencjonalnych pomysłów, oryginalnego ubioru, nieprawdopodobnej siły fizycznej i tego, że nigdy, przenigdy jej się nie nudzi. Mieszka w Willi Śmiesznotce razem z koniem i małpką Panem Nilssonem. Sąsiedzi Annika i Tommy są jej rówieśnikami i najbliższymi przyjaciółmi. Mama Pippi umarła, a tato, tak jak powiedziała Pippi we fragmencie powyżej, jest królem murzyńskim. Tom pierwszy i drugi jest opowieścią o tym, jak dziewczynka organizuje sobie życie w nowym miejscu zamieszkania. W kolejnym Pippi wyrusza wraz z kapitanem Pończochą na spotkanie z ojcem. Podróż i przygody na Wyspie Kurrekurredutt dostarczają kolejnych wrażeń.
Przedstawiony tom zawiera wszystkie części traktujące o przygodach Pończoszanki.
Gorąco zachęcam.

Poniżej fragment serialu z 1969 roku, produkcji szwedzko - niemieckiej.  Niestety nie znalazłam po polsku, choć jest wydany.


Astrid Lindgren 
Wielka księga Pippi zawiera tytuły:
Pippi Pończoszanka
Pippi wchodzi na pokład
Pippi na Południowym Pacyfiku
Ilustracje Ingrid Vang-Nyman
Wydawnictwo Nasza Księgarnia

poniedziałek, 1 października 2012

Cudowne ilustracje - Mónica Carretero

To będzie chyba piękny miesiąc. Takie "wynalazki" są jak perły. W Madrycie mieszka i tworzy wspaniałości ilustratorka Mónica Carretero. Zapraszam na jej blog: monicarretero.blogspot.com