niedziela, 26 maja 2013

Grzegorz Kasdepke "W moim brzuchu mieszka jakieś zwierzątko"

Po południu wyprowadziłam swoje zwierzątko na spacer.
 Chodziliśmy po całym parku, zerkając na mijane osoby.
- Chciałabyś mieć takiego pieska? - zapytał pan w okularach, gdy przystanęłam przy jego kundelku.
- Być może mam - odpowiedziałam.
- Jak to ? - zdziwił się pan.
- W moim brzuchu mieszka jakieś zwierzątko - wyjaśniłam. - Ale nie wiem, czy to piesek.
Pan uśmiechnął się, pokiwał głową - i poszedł.
- Chciałabyś takiego kotka? - zapytała pani w płaszczu, widząc, że przyglądam się niesionej przez nią klatce.
- Być może mam - odpowiedziałam. 
- Jak to ? - zdumiała się pani.
- W moim brzuchu mieszka jakieś zwierzątko - wytłumaczyłam. - Ale nie wiem, czy to kotek.
Pani zachichotała, pokiwała, głową i ruszyła dalej.
Zatrzymałam się jeszcze przy wiewiórkach, ptaszkach i przy stawie, w którym pływają karpie. ale zwierzątko nie chciało się z nimi bawić. Choć na widok karpi lekko zabulgotało. Może to rybka?
Pomysł przyniosło życie plus ciekawość i wyobraźnia autora. Powstała książka tak cudowna w swej prostocie, że trudno się nie zachwycać. Każdy, kto choć trochę obcuje z dziećmi, wie, jak potężną siłą jest wyobraźnia. Fantazja dodaje przeżyć, często chroni, czasami niestety przeszkadza. Tu jest zaopiekowana i doceniona.
Dodatkowy atut to subtelne poczucie humoru. Jedna z najpiękniejszych wśród pięknych książek Grzegorza Kasdepke.
Fabuły można uszczknąć czytając prezentowany powyżej fragment.
Bardzo polecam.

Grzegorz Kasdepke
Ilustracje Tomek Kozłowski
Wydawnictwo Dwie Siostry

poniedziałek, 20 maja 2013

Katarzyna Ryrych "Wyspa mojej siostry"



Nadeszło lato. W oknie na pierwszym piętrze pojawiła się siatka, aby kot mógł czuć wszystkie zapachy, jakie przynosił ze sobą ciepły wiatr, na naszym balkonie zakwitły białe i różowe petunie, a Pippi dostała nową niebieską sukienkę, w której jeszcze bardziej niż zwykle przypominała chmurę. Świadectwo, które przyniosłam do domu, miało czerwony pasek i z tej okazji Pippi zrobiła wspaniały truskawkowy deser. Tak zaczęły się wakacje.
Już pierwszego dnia Tata dał nam pieniądze, abyśmy poszły na basen. Pippi zapakowała dwa kąpielowe ręczniki - swój niebieski i mój żółty, i dwa koce - zielony i oczywiście niebieski. Moim zdaniem zupełnie wystarczyłby jeden koc, ale Pippi musiała mieć wszystko swoje i do tego niebieskie. Dlatego jedna trzecia rzeczy w naszym domu była niebieska. Jeśli chodzi o mnie, to nie miałam swojego ulubionego koloru i wcale ie przeszkadzałoby mi opalanie się razem z Pippi na jednym kocu ani wycieranie się jednym, choćby nawet niebieskim ręcznikiem. Ale Pippi to była Pippi i na jej wyspie panowały zupełnie inne prawa. Dla wielu ludzi, którzy znali moją siostrę, były one bardzo dziwne, ale oczywiście nikt nie musiał jej naśladować. Ale kiedy prawa Pippi próbowały przedostać się na inne wyspy, zaczynał się bałagan.
Ot, jak choćby wtedy, gdy w sobotnie popołudnie ciemnowłosy chłopiec spadł z roweru i ktoś wezwał jego mamę. Tego dnia była w swojej cukierni zupełnie sama i na dodatek czekała na dostawę świeżych ciastek z piekarni. Traf chciał, że Tata posłał mnie i Pippi do cukierni, bo następnego dnia mieliśmy pojechać do Babci. Mama ciemnowłosego chłopca bardzo ucieszyła się na nasz widok i poprosiła, abyśmy zostały w cukierni na godzinę albo krócej.
- Przedawać? - zapytała Pippi.
Kobieta zatrzymała się w drzwiach.
 - Jak ktoś przyjdzie i będzie chciał drożdżówkę, daj mu z tej półeczki, dobrze? Tu są z jabłkiem, a tu z budyniem - wyjaśniła i pobiegła pospiesznie.
Pippi uśmiechnęła się szeroko i stanęła za ladą. Przyjrzałam się wszystkim ciastom, ciastkom i ciasteczkom, zastanawiając się, które smakowałyby wszystkim, nie tylko Babci, gdy nagle do cukierni weszli kilkoro dzieci.
- Dać te? - spytała Pippi i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, każde dziecko dostało po drożdżówce, i to zupełnie za darmo.
- Dać - uśmiechnęła się, gdy jedno z dzieci położyło na ladzie pieniążek.
- Pippi - szepnęłam zdumiona, ale moja siostra zmarszczyła brwi i cichutko zamruczała.
- Móiła "daj mu" - powiedziała, zdjęła z półki cały karton i wyszła przed cukiernię.
Nie minęła chwila, a dookoła Pippi zaroiło się od dzieci. Uśmiechnięta podawała do małych rąk kolejne bułeczki tak długo, dopóki nie zostało jej w ręce puste pudełko. Ostrożnie, aby Pippi niczego nie zauważyła, wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Taty.
- Co się stało, Mysiu? - zapytał tata i w jego głosie wyczułam nutę niepokoju.
- Tatusiu - wyszeptałam tak cicho, jak tylko się dało - Pippi rozdaje dzieciom ciastka...
Mama ciemnowłosego chłopca i tata pojawili się prawie w jednej chwili.

Ta książka po przeczytaniu została ze mną. Nie chcę się z nią rozstawać, ale pobyć w jej klimacie, mądrości, niezwyczajnej zwyczajności bohaterów. Jest piękna.
Rodzina Marysi to owdowiały Tato, Mamanioł oraz niepełnosprawna Pippi. Pippi ma zespół Downa. Jest starszą siostrą Marysi. Pippi uwielbia niebieski, ma świetną pamięć, ogląda programy kulinarne, dobrze gotuje, opiekuje się psem. To mała dziewczynka zamknięta w ciele dorosłej kobiety - duża, gruba, bardzo silna ze sztywnymi rudymi warkoczykami. Nie umie pisać i czytać, źle znosi każdą zmianę, nie lubi się przytulać, niewyraźnie mówi, rzeczywistość rozumie dosłownie. Wszystko to sprawia, że nie może uczestniczyć w niektórych sferach życia, co Marysia odkrywa stopniowo i dość boleśnie.
Akcja książki zaczyna się bowiem, gdy Marysia idzie do pierwszej klasy, a kończy się w jej dorosłości.
Piękna, bezinteresowna, wzajemna, mądra miłość oraz poszanowanie odrębności stawiają przed bohaterami trudne decyzje i w konsekwencji zmiany. Kolokwialnie rzecz ujmując życie toczy się dalej, lecz jest to życie objęte czułością, szacunkiem do innych i odwagą.
Bardzo, bardzo polecam.
Książka zdobyła pierwszą nagrodę w II konkursie Literackim im. Astrid Lindgren.

Katarzyna Ryrych
Wyspa mojej siostry
Wydawnictwo Piotra Marciszuka STENTOR

niedziela, 12 maja 2013

Ewa Nowak "Środek kapusty"


W namiotach w obozie Filipa mieszkało bardzo dużo osób. Zanim ze wszystkimi się poznałyśmy i zaśpiewałyśmy każdemu po kolei naszą nową piosenkę, zrobiło się już prawie szaro i wszyscy poszliśmy na kolację.
Na kolację była jajecznica. Nienawidzę jajecznicy. Nawet jak babcia robi ją polaną keczupem i nazywa "Zachód słońca nad Madagaskarem", to też jej nie lubię. Ale ta tutaj była jakaś inna. Pachniała ślicznie i bardzo mi smakowała. Potem poszłam jeszcze po dokładkę i pani dala mi dużą porcję. Też była bardzo dobra, ale jak brałam jeszcze raz dokładkę, to już nie była taka dobra. I już nie pachniała tak ładnie. Może to była jakaś inna jajecznica? Tej nie mogłam już zjeść i musiałam ją zostawić. 
Nagle zrobiła się noc i wszyscy wyciągnęli latarki. Nawet mój brat miał latarkę, ale nie chciał mi jej dać do ręki. Bardzo chciało mi się siusiu i Kasi też. Filip powiedział, że pójdzie z nami do lasu, a potem odejdzie, żebyśmy mogły się załatwić. Ale jak on odszedł, to zrobiło się bardzo ciemno, a po ciemku nie mogę zrobić siusiu. Zaczęłyśmy go wołać. Zaraz do nas przyszedł. Ale jak wrócił, to wstydzimy się przy nim załatwiać, a chciało się nam coraz bardziej.
- Czego wy chcecie? Mam w końcu tu stać czy odejść? A może... Wiecie, ja wam zostawię swoją latarkę i wtedy odejdę. Ale będę  głośno cały czas liczył, więc będziecie mnie słyszały.
Jak tylko odszedł od razu zrobiłyśmy siusiu. Cały czas było słychać jak on liczy. Kiedy usłyszałyśmy "dziewiętnaście", już byłyśmy z powrotem ubrane i gotowe.
Wtedy Kasia powiedziała:
- Ciekawe do ilu twój brat potrafi liczyć?
- Do miliona - tak jej odpowiedziałam.
- Do miliona to na pewno nie umie.
- Umie. Możemy się założyć i poczekać, aż doliczy do miliona.
Założyłyśmy się. Znalazłyśmy miejsce na suchym, miękkim mchu i położyłyśmy się. Patrzyłyśmy w  gwiazdy, słuchając jak mój brat liczy. Ostatnie, co usłyszałam to "95", a potem już nic nie pamiętam.
Nie wiem dlaczego mój brat był zły, że zasnęłyśmy. To strasznie nudno tak czekać, aż on doliczy do miliona i dlatego usnęłyśmy. z nudów. Bo on strasznie nudno liczył.

Julka ma 7 lat, starszego brata Filipa, rodziców, ukochaną babcię i głowę pełną pomysłów.
Rodzice nie pozwalają rodzeństwu zwracać się do siebie nieładnie, stąd złoty środek wymyślony przez Filipa. Zamiast mówić do siebie głąbie kapuściany, używają sformułowania środek kapusty.
A to wszystko dlatego, że Julka jest grzeczna nieprawidłowo. Jej logika jest nieco inna niż dorosłych. Chcąc pomóc rodzicom w podjęciu decyzji o wyjeździe brata na wakacje, podrzuca mu znalezione na dworze niedopalki papierosów; troszcząc się o dobre imię koleżanki, która ma słabą bliznę po szczepionce, gryzie ją w rękę, by otoczka była duża i czerwona itd, itd.
Narratorem jest dziewczynka. Poznajemy świat z jej perspektywy, odkrywamy jej sposób myślenia i przeżywania świata.

Książeczka zabawna, sympatyczna, z doskonałym humorem sytuacyjnym. W sam raz na miły wieczór.

Ewa Nowak
Środek kapusty
Ilustracje Katarzyna Koczubia-Pogwizd 
Wydawnictwo Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza