niedziela, 27 stycznia 2013

Richard i Florence Atwater "Pan Popper i jego pingwiny"

Pani Popper poszła do sklepu po  do sklepu po konserwy dla pingwina, więc pan Popper był sam w kuchni i próbował wyjaśnić mechanikowi, co trzeba przerobić w lodówce.
Mechanik położył torbę z narzędziami na podłodze w kuchni, spojrzał na lodówkę, a potem popatrzył na pana Poppera, który trzeba przyznać uczciwie, jeszcze się dziś nie golił i wcale nie wyglądał na solidnego mieszkańca miasta Cicha Woda.
- Ani rusz nie mogę zrozumieć - powiedział - na co komu dziury w drzwiach.
- To moja lodówka i moje drzwi, i ja chce mieć dziury! - wykrzyknął pan Popper.
Nie mogli się w żaden sposób dogadać. Pan Popper dobrze wiedział, że mechanik zrobiłby, czego on, pan Popper, sobie życzy, gdyby mu tylko powiedzieć, że w lodówce ma zamieszkać żywy pingwin, który musi mieć świeże powietrze nawet wtedy, gdy drzwi będą zamknięte przez cala noc. Ale nie miał wcale ochoty na wyjaśnienia. Nie chciał rozmawiać z nikim o swoim ukochanym pingwinie, a tym bardziej z tym niesympatycznym człowiekiem, który patrzył na niego, jak gdyby myślał, ze pan Popper ma niezupełnie dobrze w głowie.
- Dalej, dalej, proszę się wziąć do roboty i niech pan robi, co panu mówię. Przecież płacę panu za to.
- Ile? - zapytał mechanik.
Pan Popper wyjął pięć dolarów. Trochę mu się zrobiło przykro, gdy pomyślał o fasoli, którą mógłby za te pieniądze kupić dla pani Popper i dla dzieci.
Mechanik obejrzał dokładnie banknot, jak gdyby nie ufał zbytnio panu Popperowi. ale ostatecznie włożył pieniądze do kieszeni, wyjął z torby świder i w ładnym wzorku na drzwiczkach lodówki przebił pięć dziurek.
- Niech pan chwilę zaczeka - powiedział pan Popper. - Mam jeszcze jedna robotę da pana.
- A co to takiego? - zapytał mechanik. - Może wyjąć drzwiczki z zawiasów, żeby było więcej powietrza? Może przerobić lodówkę na radio?
- Niech pan nie będzie taki mądry - powiedział oburzony pan Popper. - Może pan sobie myśleć, co się panu podoba. Wiem dobrze, czego chcę. Trzeba umieścić dodatkową klamkę wewnętrznej stronie drzwiczek, żeby móc otwierać lodówkę od środka.
- To świetny pomysł - powiedział mechanik. - Pan sobie życzy dodatkową klamkę wewnątrz lodówki. Oczywiście, oczywiście, naturalnie.

Rzeczywiście dość niecodzienny pomysł na lodówkę. ale jeżeli w domu zamieszkuje pingwin, potem dołącza pani pingwinowa, a w konsekwencji pojawia się dziesięć małych pingwiniątek, to trzeba nieco zaadoptować mieszkanie. Takie oto cuda dzieją się w rodzinie malarza pokojowego z Cichej Wody pana Poppera.

Bardzo ciepła i obfitująca w pomysły książka. Podoba mi się niemal wszystko - język, ilustracje, fabuła, przesłanie, bohaterowie. Jeden malutki element razi - pan Popper mówi do swojej żony "mamo", a pani Popper do swego małżonka "tato". Dzieci też są - Jenny i Bill :).

Książka została za zaadaptowana na ekran kinowy. Film jest dobrą familijną rozrywką. Warto przeczytać książkę, by zobaczyć, jaki scenarzysta zobaczył lekturę.


Richard i Florence Atwater
Pan Popper i jego pingwiny
Ilustracje Zbigniew Lengren
Wydawnictwo Dwie Siostry


środa, 23 stycznia 2013

Bob Hartman "Opowieści na dobranoc"

Bob Hartman
Opowieści na dobranoc
Ilustracje Susie Poole
Wydawnictwo Jedność

Królik i tygrys łowią ryby
Było już późno, bardzo późno, a królik wciąż siedział nad brzegiem rzeki i łowił ryby. Wiał lekki, wieczorny wiaterek. Rzeka delikatnie szumiała. a księżyc odbijał się w wodzie, jak wielka biała piłka.
Nagle wyskoczył z dżungli wprost na królika tygrys!
"Mam cię wreszcie", zaryczał. "Teraz już mi nie uciekniesz".
Królik zadrżał. Być może tym razem tygrys miał rację. Ale w tym momencie zobaczył w wodzie odbicie księżyca i przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
"Ojejku", wymamrotał."Przyszedłeś w bardzo złym momencie. Widzisz ten ser w rzece? Właśnie zastanawiam się, jak go wydobyć na brzeg". I pokazał tygrysowi odbicie księżyca w rzece!
a musicie wiedzieć, że jeżeli było coś, co tygrys lubił bardziej niż króliki, to właśnie był ser.
"Ja to zrobię!", znowu ryknął. Wyrwał wędkę z łapek królika. ale gdy zarzucał ją w miejscu, w którym odbijał się księżyc, nic nie wyciągnął.
" Zobacz, co zrobiłeś!", królik złapał się za głowę. "Przez to, że byleś tak nieostrozny, ser zniknął. Ale czekaj, znowu go widzę! Być może gdybyś po niego zanurkował i chwycił swoimi wielkimi, ostrymi pazurami..."
"Znakomicie!", ryknął tygrys. "A gdy wrócę, będę miał na kolację królika z serem!"
Wskoczył do wody. A gdy tylko zanurzył się w niej, królik natychmiast uciekł do domu.
Był wolny.
Był bezpieczny.
Był suchy i czysty.
a tygrys był cały...mokry.

To moi ulubieni bohaterowie. Jest jeszcze kilka historyjek o sprytnym króliku, któremu za każdym razem udaje się ujść z życiem z rąk nico naiwnego i zachłannego tygrysa.
Książkę mam w domu od wielu lat. Czytałam ją swoim dzieciom, a one znajdowały w niej dużo radości.
Serdecznie polecam na wieczorne uściski i dobre rozmowy.
Przytoczę tekst ze strony wydawnictwa, pod którym mogę się podpisać:
"Proponujemy państwu 40 opowiadań na dobranoc z całego świata, przekazanych przystępnym językiem przez gawędziarza, który potrafi rozmawiać z dziećmi. Opowieści te są pełne ciepła, dowcipu i mądrości. Zabierają dziecko w świat pełen przygód, uczą odwagi i szczerości, życzliwości i przebaczania, nadziei i miłości. A przede wszystkim pozwalają zrozumieć, jak bardzo podobne są nasze marzenia i cenione przez nas wartości, bez względu na kulturę, narodowość czy rasę."

No i jeszcze ilustracje - naprawdę ładne.

sobota, 19 stycznia 2013

Astrid Lindgren "Ronja, córka rozbójnika"

Wreszcie nastało jutro, kiedy to miała spotkać Birka. Teraz  musiała czmychnąć. Należało utrafić w tę krótką chwilkę, kiedy znajdzie się w kamiennej sali, podczas gdy wszyscy inni będą przy swoich rannych zajęciach. W każdej chwili mógł zjawić się Łysy Per, a jego pytań pragnęła uniknąć.
Równie dobrze mogę zjeść śniadanie pod ziemią, pomyślała. Tutaj i tak nie ma przecież spokoju.
Prędko wsunęła chleb do skórzanego woreczka i nalała koziego mleka do butelki. I nim ktokolwiek zdążył ją zobaczyć, zniknęła w dole pod piwnicznymi sklepieniami. Wkrótce znalazła się przy kamiennym progu.
- Birk! - zawołała z nagłym strachem, że mogłoby go tam nie być.
Spoza rumowiska nikt nie odpowiadał, a ona odczuła taki zawód, ze zbierało jej się na płacz. A jeśli on nie przyjdzie? Może o wszystkim zapomniał albo, jeszcze gorzej, może mu się odmieniło. Ona należała przecież do zbójeckiej kompanii Mattisa i była wrogiem Borki. Może nie chciał mieć z nią do czynienia, kiedy uświadomił sobie to wszystko.
Wtem ktoś lekko pociągnął ją z tyłu za włosy. Krzyknęła przestraszona. Ach ten Łysy Per, musiał znów szpiegować i zepsuć wszystko!
Ale to nie był Łysy Per. To był Birk. Stał obok i śmiał się, jego zęby lśniły w ciemności. W słabym świetle kaganka nie mogła zobaczyć go dokładnie.
- Długo czekałem - powiedział.
Ronja poczuła dreszcz cichej radości. Oto ma brata, który długo na nią czekał!
- A ja? - odparła. - Ja czekam od czasu, jak uwolniłeś mnie od Pupiszonów.
Potem przez chwilę nie wiedzieli, co mogliby sobie jeszcze powiedzieć, więc tylko stali w ciszy, bardzo radzi, że są razem.
Birk uniósł swoją łojówkę i zbliżył ją do twarzy Ronji.- Czarne oczy masz nadal - odezwał się. - Jesteś taka, jak cię zapamiętałem, tylko trochę bledsza.


Jak dobrze jest wrócić do książki, która ma w sobie tyle świeżości. Pierwsze doznania, pierwsze zmagania, rozstania, wyzwania. Świat wykreowany przez autorkę jest umiejętnym połączeniem realności i fikcji, opisów świata przyrody, przygód głównych bohaterów i wewnętrznych doznań. Dwie zwaśnione grupy zbójców połączone przyjaźnią dzieci - prawie jak wstęp do Romea i Julii, tylko z dobrym zakończeniem.
Mam ogromny sentyment do książek Astrid Lindgren.To mój osobisty repertuar wspaniałych lektur. Zatem zachecam do sięgnięcia na półkę.

Astrid Lindgren
Ronja, córka rozbójnika
Ilustracje Ilon Wikland 
Wydawnictwo Nasza Księgarnia

wtorek, 8 stycznia 2013

Renata Piatkowska "To się nie mieści w głowie"

Jak już będę duża, to znajdę sobie jakieś zwierzątko i codziennie, choćby padał największy deszcz, będę z nim chodzić na spacer. Strasznie fajnie jest tak ciągnąć za sobą coś na smyczy, ale ja nie mam ani psa, ani nawet kota. Kozy też jeszcze nie mam. Dlatego zazdroszczę Monice, bo Monika ma jamnika i jak jej przyjdzie ochota, to zakłada mu obrożę, robi strasznie ważną minę i idzie z jamnikiem na spacer. Ja najczęściej chodzę na spacery z dziadkiem, ale to nie to samo.
No więc pomyślałem o rybach, bo my mamy w domu akwarium, a w nim śliczne kolorowe rybki. Czasem, jak mama stoi tuż obok, mogę im wrzucić do wody takie brązowe jedzonko. A jak mama stoi gdzieś bardzo daleko, wrzucam im kawałki herbatnika albo landrynkę. Trochę żal mi tych rybek, że muszą ciągle siedzieć w akwarium. Właściwie nie siedzieć, bo nigdy nie widziałam siedzącej ryby, tylko pływać w kółko i oglądać przez szybę cały czas ten sam pokój.
- Te bidulki nie mają pojęcia, że w mieście są takie fajne sklepy z zabawkami, park z huśtawkami i gołębie na rynku - westchnęłam. - Nie martwcie się, już ja coś wymyślę - obiecałam rybkom.
No i znalazłam sposób, żeby się nie nudziły. Przyniosłam z kuchni słoik po dżemie i sitko. Wyłowiłam dwie rybki, bo reszta się pochowała, wsadziłam je do słoika, wlałam wodę, zakręciłam i gotowe. Rybki wierciły się niespokojnie i wyraźnie nie mogły doczekać się spaceru. Rybki wierciły się niespokojnie i wyraźnie nie mogły doczekać się spaceru. Na początek zabrałam je do ogrodu. Pokazałam kwiatki, ślimaka i porzeczki. Ryby wytrzeszczały oczy i ruszały pyszczkami, czyli ciumkaly. Właśnie oglądały kosmatą muchę i wielkiego dmuchawca, gdy pojawiła się babcia.
- A co ty, Tosiu, masz w tym słoiczku? - spytała.
- Rybki, ale tylko dwie, bo to mały słoik. Jak wlejesz, babciu, wodę do tego dużego słoja po ogórkach, to wpuścimy tam resztę rybek i zabierzemy je na spacer - powiedziałam.
- Chcesz spacerować po mieście z rybami w słoikach? - zdziwiła się babcia.
- Tak, najlepiej chodźmy do zoo. Myślisz babciu, że rybki widziały już kiedyś kangura? - spytałam.

Rzeczywiście dorosłym pewne sprawy nie mieszczą się w głowie... Za to dziecięca wyobraźnia sięga daleko poza dorosłe rozumienie realności. I to jest cudowne, bo dzieci mogą nas uczyć, rozśmieszać, zaskakiwać, otwierać na nowe. W książce przeczytamy o nowym zastosowaniu odkurzacza, o obłaskawieniu żółwia, prostej sztuce rodzenia czworaczków itp.
Radosna lektura na smutki i szare dni.

Renata Piątkowska
To się nie mieści w głowie
Ilustracje Katarzyna Bajerowicz
Wydawnictwo Literatura



niedziela, 6 stycznia 2013

Anna Janko "Maciupek i Maleńtas Niezwykłe przygody w Brzuchu Mamy"

Anna Janko
Maciupek i Maleńtas
Niezwykłe przygody w Brzuchu Mamy
Ilustrował Artur Gulewicz
Wydawnictwo Nasza Księgarnia  

- Właśnie chciałem pokazać ci coś bardzo fajnego - powiedział Maciupek, który trzymał w rękach coś, co zaczynało się przy brzuszku i wyglądało jak sznureczek.
Maleństas natychmiast przyjrzał się sobie i stwierdził, że z jego brzuszka wyrasta taki sam sznureczek. Był bardziej dociekliwy od brata, więc spostrzegł, że drugi koniec sznureczka przyczepiony jest do ścianki pokoiku, czyli do Brzucha Mamy od środka.
- Coś takiego! - wykrzyknął. - Jesteśmy przywiązani do naszej Mamy!
- Czyżby Mama obawiała się, że nas zgubi? - zapytał zaniepokojony Maciupek.
- Nie sądzę. Trudno kogoś zgubić w tak małym pomieszczeniu - odparł Maleńtas. - Do czego toto może służyć? Plącze się ciągle, zaczepia o nogi. Bardzo zastanawiające...
Okazało się to tak bardzo zastanawiające, że palec Maciupka powędrował do buzi. Palec Maleńtasa także wybierał się w tym dobrze znanym kierunku, ale rychło zatrzymał się w pół drogi. Bo przecież Maleńtas to ten, który nie wkłada palca do buzi, choćby nie wiadomo co!
- Zdaje się, że to Bardzo Ważny Sznureczek - rzekł z powagą Maleńtas.
- O tak! Tak się zdaje - potwierdził Maciupek z palcem w buzi i ze względu na ów palec zabrzmiało to dość tajemniczo, mniej więcej tak: "Osiak! Siaksieśtaje".
- ...który nas łączy z Mamą - ciągnął Maleńtas. - A ponieważ łączy nas z Mamą, to... - Maleństas zaczął jeszcze mocniej wpatrywać się w sznureczek i dostrzegł, że coś nim płynie. - To może...może... może... jest to Specjalny Sznureczek do karmienia dzieci? I jedzonko dostaje się przez niego od Mamy prosto do mojego brzuszka?
- I do mojego! - dodał entuzjastycznie Maciupek. - O! Jaka ta nasza Mama mądra! Tak, Maleńtasku, odgadłeś Bardzo Ważną Zagadkę.

Życie zaczyna się od poczęcia. I choć go nie widać, a wiedza o nim wciąż ma w sobie element tajemnicy, toczy się bardzo żywo i intensywnie.

Wielkie sprawy i odkrycia maleńkich chłopców w Brzuchu Mamy są historią opowiedzianą czule, delikatnie i z najwyższym szacunkiem wobec życia.

Przepiękna książeczka. Mam ogromne uznanie dla Autorki za tak piękne ujecie trudnego tematu.


wtorek, 1 stycznia 2013

Jerzy Niemczuk "Opowieść pod strasznym tytułem"

Jerzy Niemczuk 
Opowieść pod strasznym tytułem
Ilustracje Bartek Ogłaza
Marceli Szpak Wydawnictwo 

Wiły należały już do rzadkości i niezwykle trudno było je rozpoznać, bo na dobrą strawę same nie wiedziały kim są. Wiły przybierały coraz to inną postać, więc nigdy nie były sobą. Taką już miały zmienną naturę. Mało kto zdawał sobie sprawę z ich istnienia. Dziadek wiedział jednak, że ma przed sobą niezwykłą istotę. Bez chwili wahania pochylił się nad obrożą, nie zdołał jej jednak ściągnąć. Zdawała się zrośnięta z psim karkiem.
- Tego się obawiałem - westchnął Wił.
- Interesujący mechanizm - mruknął dziadek, wyjmując z kieszeni dwa śrubokręty.
- Marbata, który mi ją wkładał, powiedział, że to magiczna obroża - szepnął pies.
Dziadek zapomniał o całym świecie. Przysunął sobie pieniek, wyjął lupę, jakieś narzędzia i mikstury w różnokolorowych buteleczkach, po czym przez dwie bite godziny, mrucząc coś pod nosem, pracował nad otwarciem niezwykłego zamka. Wił stracił już nadzieję, że zostanie kiedykolwiek uwolniony, gdy nagle zamek cicho szczęknął i obroża rozluźniła się.
- Jeśli nie jest ci już potrzebna, to zachowam ją sobie na pamiątkę. - Rzekł staruszek i nie czekając na odpowiedź, wepchnął obroże do kieszeni.Zapomniał, że wciąż jest połączona z łańcuchem, a łańcuch z budą. (...)
Mamuna złapała się za głowę.
 - Idę robić kolację - rzekła. - Zapytajcie dziadka, czy przyjdzie do domu, czy zje w budzie.
Ruszyła w stronę drzwi i nagle ujrzała przed sobą uśmiechniętego dziadka, który wyszedł zza stodoły i powolnym krokiem zmierzał w jej kierunku. Spojrzał przez ramię i dostrzegła, że dziadek, choć idzie z naprzeciwka, to jednocześnie nadal przechadza się na łańcuchu."Nie dość, że rozbolała mnie głowa, to jeszcze widzę podwójnie" - pomyślała z goryczą.
- Idzie drugi dziadek! - krzyknął zdumiony Sonek za jej plecami.
"Dziecko też widzi podwójnie - przestraszyła się Mamuna. - Może to jakaś zaraźliwa choroba!"
- Drugi dziadek! - jęknęły Chlapy chórem, ale na to Mamuna nie zwróciła większej uwagi, bo przecież Chlapy były dwie, więc mogły sobie widzieć podwójnie. Dopiero gdy ujrzała, jak dziadek ściska dziadkowi dłoń i dziękuje mu za coś serdecznie, doszła do wniosku, że to nie żadne chorobowe przywidzenia, lecz poważna sprawa rodzinna.

Fundacja Cała Polska Czyta Dzieciom poleca te książkę dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Nie zgadzam się z tym. Nie jest to książka dla przedszkolaków, i z uwagi na objętość i z uwagi na treść. Miesza się tu bowiem fikcja z rzeczywistością, śmiech ze strachem w sposób, którego cztero-, czy pięciolatek nie będzie w stanie ogarnąć.
Bohaterowie opowieści skupieni są wokół rodziny Mamuna, Tatuna, Sonka i Dziadka Lesawika,. Każda z postaci ma bardzo charakterystyczny rys i zaciekawia. Powieść owija się wokół historii strasznych Marabatów, o której opowiada przyniesiony przez trąbę powietrzną Wił. Gadająca kura, czarodziejska znikolina, olbrzymie dziecko, któremu ledwie wystarcza worek pszenicy dziennie,
strachliwe Chlapy, zabawne i wszędobylskie Pionki - to świat, który jest niezwykle wciągający i różny od typowych książek dla dzieci.
Mnie się podoba.
Książka ma jedną wadę - jest droga (40 zł, za tego typu wydanie, to według mnie dużo).