sobota, 27 lipca 2013

Margery Williams "Aksamitny Królik"

Wśród tych zapatrzonych w siebie i przekonanych o własnej wyjątkowości  zabawek mały Aksamitny Królik czul się zupełnie nieważny i pospolity, a jedyną osobą, która okazywała mu prawdziwą życzliwość, był Zamszowy Koń.
Mieszkał on w dziecinnym pokoju dłużej niż wszystkie inne zabawki. Był tak stary, że spod jego wyłysiałej sierści zaczęły przeświecać szwy. Z czasem stracił też prawie wszystkie włosy z ogona, z których większość wyrywano, by nanizać na nie koraliki.
Zamszowy Koń był nadzwyczaj mądry, gdyż widział już wiele pokoleń chełpiących się swoją świetnością mechanicznych zabawek, które w końcu pewnego dnia psuły się i odchodziły w niepamięć. Wiedział też, że są one tylko zabawkami i nigdy nie staną się niczym więcej. Magię dziecięcego pokoju pojmują bowiem wyłącznie mądre i doświadczone zabawki, właśnie takie jak Zamszowy Koń.
- Co to znaczy być PRAWDZIWYM? - spytał go kiedyś Królik, gdy leżeli obok siebie przy kominku, zanim jeszcze Niania zjawiła się, by posprzątać. - Czy to znaczy, ze ma się w sobie coś, co brzęczy, oraz wystający kluczyk?
- Bycie PRAWDZIWYM nie zależy od tego, jak jesteś zrobiony - odparł Zamszowy Koń. - To jest coś, co może ci się przytrafić. Staniesz się PRAWDZIWY, jeśli dziecko pokocha cię tak bardzo, że nie tylko będzie się z tobą bawić, ale też NAPRAWDĘ cię kochać.
- Czy to boli? - spytał Królik. 
- Czasem boli - odrzekł Koń, bo zawsze mówił prawdę. - Ale gdy już jesteś prawdziwy, nie martwisz się tym.
- Czy to się dzieje w jednej chwili, jakby cię ktoś nakręcił kluczykiem? Czy pomalutku?
- Prawdziwym nie stajesz się w jednej chwili - odparł zamszowy Koń. - Przemiana trwa długo. Właśnie dlatego nie przytrafia się tym, którzy się łatwo psują, ani tym, z którymi trzeba się delikatnie obchodzić. Prawdziwy stajesz się dopiero wtedy, gdy wykochano z ciebie większość sierści, gdy oczy ci wypadają i puszczają szwy, kiedy wyglądasz zupełnie żałośnie. Ale to jest bez znaczenia, bo skoro już jesteś Prawdziwy, to w oczach tego, kto cię kocha, nie możesz być brzydki. Brzydkim mogą cię nazwać tylko ci, którzy niczego nie pojmują, którzy nie rozumieją, jakie to piękne być prawdziwym.

Jedna z najpiękniejszych książek dla dzieci jaką czytałam. Prosta, cudowna, autentyczna.
Prawie nie do kupienia.  Na swoją "polowałam w sieci" ponad rok, ale mam.
Autorka opowiada historię ukochanej zabawki, którą chłopiec znajduje pośród innych prezentów na Boże Narodzenie. Aksamitny Królik szuka swojego miejsca pośród innych zabawek. Zaprzyjaźnia się z Zamszowym Koniem, dzięki któremu odkrywa istotę przywiązania,  miłości, prawdziwości.
Książka niezbędna do przeczytania dla każdego dziecka i rodzica.
Pięknie ilustrowana.

Audiobook czytany przez Piotra Fronczewskiego.
Istnieje również film fabularny pod tym samym tytułem.

Margery Williams 
Aksamitny Królik
Ilustracje William Nicholson
Wydawnictwo Auditus

środa, 24 lipca 2013

Mary Norton "Gałka od łózka"


Nazajutrz około dziesiątej rano dzieci znowu zjawiły się u panny Price. Twarze miały poważne, a zachowanie raczej niepewne.
— Czy moglibyśmy — zwróciła się Kasia do uśmiechniętej Agaty, która im otworzyła drzwi — zobaczyć się z panną Price?
Chrząknęła, jakby trochę zdenerwowana.
— Panna Price jest zajęta w tej chwili — odparła Agata. — Czy mam jej coś powiedzieć?
Kasia zawahała się. Jak dalece Agata była wtajemniczona we wszystko? Dziewczynka spojrzała na braci. Karolek wystąpił naprzód.
— Czy mogłaby pani powiedzieć pannie Price, że to nie działało?
— Nie działało? — powtórzyła Agata.
— Proszę jej powiedzieć tylko tyle: „To nie działało”.
— To nie działało — powtórzyła Agata, by dobrze zapamiętać polecenie, i znikła w głębi korytarzyka, zostawiając drzwi wejściowe otwarte. Dzieci usłyszały, jak gdzieś pukała. Po chwili wróciła.
— Panna Price prosi, żebyście weszli.
Dzieci znowu znalazły się w saloniku. Każde wzięło sobie krzesełko i siadło nieśmiało na brzeżku.
— Założę się, że będzie zła — szepnął Pawełek, przerywając milczenie.
— Psst... — rzekła Kasia. Była bardzo blada.
Nagle drzwi otworzyły się i utykając weszła do pokoju panna Price. Na chorej nodze miała bandaż i ranny pantofel, ale mogła już chodzić bez laski.
Obiegła wzrokiem twarze dzieci.
— Nie działało? — spytała powoli.
— Nie — odpowiedziała Kasia.
Panna Price usiadła na kanapie. Dzieci popatrywały po sobie w milczeniu.
— Czy na pewno zrobiliście wszystko, jak trzeba?
— Tak, dokładnie tak, jak pani mówiła. Wkręciliśmy ją do połowy, potem obróciliśmy trochę i wypowiedzieliśmy życzenie.

— No i co się stało?
— Nic — rzekła Kasia, a Pawełek oskarżycielsko wlepił oczy w pannę Price.
— Nie rozumiem — powiedziała panna Price. Zastanawiała się przez chwilę. — Czy macie ją z sobą?
Tak. Miała ją Kasia, schowaną w plastykowej torebce. Panna Price wyjęła lśniącą kulę i przyjrzała się jej z wyraźnym zakłopotaniem.
— Czy łóżko w ogóle się nie poruszyło? — spytała.
— Tylko kiedy Pawełek wskoczył na nie.
— Gałka jest trochę zardzewiała od spodu — rzekła panna Price.
— Zawsze taka była — odpowiedziała Kasia.
— Więc nie wiem. — Panna Price wstała, z wysiłkiem stąpając chorą nogą. — Wezmę ją i sama wypróbuję.
Skierowała się do drzwi.
— Czy możemy iść z panią?
Panna Price odwróciła się powoli. Krąg wpatrzonych w nią oczu zdawał się ją zatrzymywać. Dzieci spostrzegły, że zawahała się na chwilę.
— Niech nam pani pozwoli! — poprosiła Kasia.
— Nikt jeszcze nie widział mojej pracowni — powiedziała panna Price. — Nawet Agata.
Kasia miała już na języku: „Ale przecież my należymy do wtajemniczonych”. Lecz po namyśle dała pokój i nie odezwała się. Jednakże błagalne spojrzenia dzieci mówiły więcej niż słowa.
— No dobrze. Na razie muszę posłać Agatę do sklepu, a potem zobaczymy.
Panna Price wyszła z pokoju. Zdawało się, że minęła cała wieczność, nim ich przywołała. Wbiegli skwapliwie do korytarzyka. Panna Price wkładała na siebie biały kitel.
W ręku trzymała klucz.
Dzieci, idąc za nią, znalazły się po chwili w ciasnym i ciemnym przejściu z kilkoma schodkami. Usłyszały, jak obróciła klucz w dobrze naoliwionym zamku. Weszła do jakiegoś pokoju i stanąwszy przy drzwiach, skinieniem głowy dała im znak, by podążyli za nią.
— Zachowujcie się spokojnie — powiedziała — i uważajcie, żeby czego nie strącić.
Pokój musiał być kiedyś najwidoczniej spiżarnią. Podłoga wyłożona była kamiennymi płytami, a pod ścianami stały drewniane półki. Kasi rzuciły się przede wszystkim w oczy duże szklane słoje, z których każdy zaopatrzony był w nalepkę pokrytą pismem maszynowym. Panna Price z rumieńcem dumy na policzkach wskazywała poszczególne słoje.
— Ropuchy, zajęcze łapy, skrzydła nietoperzy, o Boże... — Ujęła pusty słój, w którym na dnie widniało jeszcze parę wilgotnych kuleczek. — Zabrakło mi tylko oczu trytonów!
Zajrzała do wnętrza słoja, po czym odstawiła go z powrotem na półkę. Wzięła ołówek i zapisała coś w notesie wiszącym na ścianie.
— Zupełnie nie można ich teraz zdobyć — powiedziała z westchnieniem. — Ale nie narzekajmy. A w tym pudle trzymam wyniki moich doświadczeń. Pomyślne, a czasem niepomyślne, niestety. To są moje notatki...
Kasia zajrzała jej przez ramię i zobaczyła pokaźny stos zeszytów opatrzonych starannymi napisami.
— „Czary, uroki, zaklęcia” — przeczytała na głos.
— Nie wiem, czy które z was zdaje sobie sprawę — rzekła panna Price — jaka jest różnica między czarem a zaklęciem.
— Myślałem, że to jest to samo — rzekł Karolek.
— A, tak ci się zdawało? — odparła panna Price z tajemniczą miną i twarz jej rozbłysła ukrytą wiedzą. — Chciałabym, żeby czar był tak łatwy jak zaklęcie.
Uniosła śnieżnobiały kawałek muślinu i dzieci z lekkim dreszczem ujrzały coś, co wyglądało jak zielonkawy plasterek mięsa. Leżał równo ułożony na lśniącym, porcelanowym półmisku i z lekka zalatywał chemikaliami.
— Co to jest? — spytała Kasia.
— To jest — odparła panna Price niepewnie — wątroba smoka.


Książka wydana po raz pierwszy w 1970 r. Dla wielu dorosłych, to powrót do dzieciństwa. Lektura wznowiona przez Wydawnictwo Dwie Siostry daje szansę odnalezienia kolejnych pięknych książek, które mogą cieszyć pokolenia.
Kasia, Karolek i Pawełek zostają wysłani na wakacje na wieś do ciotki w hrabstwie Bedford. Spędzają tu czas spokojnie i bez większych atrakcji, do czasu, gdy poznają pannę Price. Panna Price nie odznacza się niczym szczególnym, jest zupełnie przeciętną osobą. Któregoś razu dzieci szły na grzyby i spotkały leżącą pod drzewem pannę Price ze skręconą nogą. Urazu doznała spadając z... miotły. I tak to się zaczyna.
O tym kim są panna Price i Emeliusz, jakie niezwykle właściwości ma metalowe łóżko, gdy włoży się na nie gałkę i jakie przygody spotkały dzieci po zaprzyjaźnieniu się z nieprzeciętną sąsiadką można dowiedzieć się w dwa popołudnia spędzone z książką.


Mary Norton
Gałka od łóżka
Ilustracje Jan Marcin Szancer
Wydawnictwo Dwie Siostry

piątek, 12 lipca 2013

,,Balsam dla duszy nastolatka” Jack Canfield, Mark Victor Hansen, Kimberly Kirberger

Jack Canfield, Mark Victor Hansen, Kimberly Kirberger
Balsam dla duszy nastolatka
Dom Wydawniczy Rebis

Złamane skrzydło
Rodzisz się ze skrzydłami. Dlaczego więc pełzasz przez życie?
                                                                                                  Rumi
Niektórzy ludzie są skazani na niepowodzenie. W ten właśnie sposób niektórzy dorośli postrzegają kłopotliwe dzieci. Może czasem słyszeliście, jak mówili: "Ptak ze złamanym skrzydłem nigdy nie wzbije się wysoko".
Jestem pewien, że T.J.Ware tak właśnie czuł się niemal każdego dnia w szkole.
Zanim T.J. poszedł do liceum, był najsławniejszym sprawcą kłopotów w całym mieście. Nauczyciele dosłownie kulili się ze strachu, gdy widzieli jego nazwisko wpisane na swoją listę listę zajęć na następny semestr. Nie można też było powiedzieć, by T.J. był zbyt rozmowny. Nie odpowiadał na pytania nauczycieli, prawie do nikogo się nie odzywał i ciągle wdawał się w bójki. Zanim dostał się do liceum, unikał prawie wszystkich lekcji, lecz zawsze przechodził do wyższej klasy. Po prostu nauczyciele nie chcieli mieć z nim do czynienia przez kolejny rok. Tak więc T.J. posuwał się do przodu, lecz praktycznie stał w miejscu.
Po raz pierwszy spotkałem go podczas weekendowego zebrania dla licealistów. Wszyscy uczniowie zostali zaproszenie do udziału w programie ACE, którego wdrożenie miało służyć większemu zaangażowaniu się uczniów w działania na rzecz ich społeczności. T.J był jednym z czterystu pięciu uczniów, którzy wpisali się na listę. Gdy przedstawiłem się grupie, liderzy tak opisali jej skład:"Mamy tu całkiem niezły przekrój, od przewodniczącego Rady począwszy, a skończywszy na T.J.Warze - czyli gościu z najgrubszą kartoteką policyjna w historii miasta". Skądinąd wiedziałem, że nie jestem pierwszą osoba, która od razu na wstępie usłyszała o ciemnej stronie osobowości T.J.
Na początku spotkania T.J. znajdował się dosłownie i w przenośni poza grupą. Stał pod ścianą z wyzywającym wyrazem twarzy, który mówił: "No, dalej. Zróbcie na mnie wrażenie, jeśli potraficie". Nie włączał się do dyskusji i zresztą nie miał chyba zbyt wiele do powiedzenia.. Jednak interaktywne gry zaczęły go powoli, lecz skutecznie wciągać. Lody topniały, gdy poszczególne grupy uczniów tworzyły listę pozytywnych i negatywnych rzeczy, które w tym roku zdarzyły się w szkole. T.J miał określone zdanie na temat tych sytuacji, a inni uczniowie w jego grupie z zainteresowaniem przyjęli jego komentarze. nagle T.J. poczuł, że należy do grupy. T.J. był inteligentnym chłopakiem i miał wspaniale pomysły
Następnego dnia T.J. był bardzo aktywny podczas wszystkich sesji. Pod koniec dnia przyłączył się do grupy działającej na rzecz bezdomnych. Wiedział co nieco o ubóstwie, głodzie i braku nadziei. Koledzy z jego grupy byli pod wielkim wrażeniem jego pomysłów i pełnej zaangażowania troski. Wybrali go więc  na współprzedwodniczącego. Od tej pory przewodniczący Rady miał przyjmować instrukcje od T.J.Ware`a.
Gdy T.J. pojawił się  w szkole w poniedziałkowy ranek, wybuchła prawdziwa burza. Nauczyciele wnieśli protest do dyrektora przeciwko wybraniu go na współprzewodniczącego. Pierwszy, zorganizowany na szeroką skalę projekt działający na rzecz bezdomnych polegał na dostarczeniu olbrzymich partii żywności. Nauczyciele nie mogli uwierzyć, że dyrektor powierzył realizację tego ważnego, prestiżowego planu przewidzianego na trzy lata tak nieodpowiedzialnej osobie jak T.J.Ware.
- Jego lista wykroczeń w kartotece jest tak długa jak pańska ręka - przypominali dyrektorowi. - prawdopodobnie ukradnie połowę tej żywności.
Pan Coggshal uświadomił im jednak, ze celem programu ACE jest wydobycie z uczniów ich pozytywnych cech i pasji i umacnianie ich dopóki nie zajdzie w nich prawdziwa odmiana. Zdegustowani nauczyciele wyszli z gabinetu dyrektora z przekonaniem, że klęska jest nieunikniona.
Dwa tygodnie później T.J. i jego przyjaciele z grupy składającej się z siedemdziesięciu osób zaczęli zbiórkę żywności. Pobili rekord szkoły, zebrawszy w ciągu dwóch godzin aż dwa tysiące osiemset pięćdziesiąt cztery puszki z żywnością. Było ich wystarczająco dużo, aby zapełnić puste półki w dwóch ośrodkach pomocy społecznej i przez siedemdziesiąt pięć dni wyżywić głodujące rodziny z całej okolicy. Następnego dnia lokalna gazeta poświęciła temu wydarzeniu spory artykuł. Wywieszono go na szkolnej tablicy, tak aby każdy mógł go przeczytać. Powieszono tam również zdjęcie T.J., który dokonał czegoś naprawdę wielkiego, organizując rekordową zbiórkę żywności. Przypominano mu o tym każdego dnia i uznano, że jest dobrym materiałem na przywódcę.
Od tej pory T.J  każdego dnia  pojawiał się w szkole i zaczął po raz pierwszy w życiu odpowiadać na pytania nauczycieli. Objął również dowództwo nad następną akcją i zebrał razem ze swoja grupą trzysta kocy i tysiąc par butów dla schroniska dla bezdomnych. W ramach akcji, którą zapoczątkował, zbiera się obecnie dziewięć tysięcy puszek z zywnością na dzień, co w siedmdziesięciu procentach pokrywa roczne zapotrzebowanie na żywność.
T.J. przypomina nam, że ptak ze złamanym skrzydlem czeka tylko na to, by go uzdrowić. Jeśli tak się stanie, może on wzlecieć wyżej niz inne. T.J. pracuje i stał się pożytecznym człowiekiem. Dzisiaj lata calkiem wysoko.
                                                                                                              Jim Hullihan

Książka powstała z myślą o nastolatkach i przy ich aktywnym udziale. Dzielą się w niej swoim doświadczeniem życiowym bardzo rożni ludzie, po to, by poruszyć i dać młodemu człowiekowi wiarę, że może wpływać na swoją historię i aktywnie ją tworzyć.
Poszczególne opowiadania podzielone są na działy tematyczne, np. o uczeniu się, o trudnych sprawach, o rodzinie, o miłości i dobroci. Książka jest tak skonstruowana, że można ją zacząć czytać w dowolnym miejscu, w zależności od potrzeb i oczekiwań.
Niesie w sobie siłę i odwagę potrzebną nie tylko nastolatkom. Jest prosta, przejrzysta i mądra.
Z serii Balsam dla... ukazało się wiele tytułów. Niestety tego chyba już nie ma w księgarniach.

niedziela, 7 lipca 2013

Uli Stark "Jak tata pokazał mi wszechświat"


Pewnego dnia tata powiedział, że pokaże mi wszechświat. Bo, jak twierdził, bylem już na to dostatecznie duży.
- A gdzie on leży?- spytałem.
- O! będzie kawałek- powiedział tata i zdjął swój biały fartuch dentysty, upstrzony plamkami krwi.
- Tylko ubierzcie się ciepło! - powiedziała mama. - Bo na dworze jest chłodno.
- A jak zimno jest we wszechświecie? - zapytałem
263 stopnie mrozu - powiedział tata i założył swój czarny beret, skórzana kurtkę i wysokie brązowe buty. Ja włożyłem dodatkową parę skarpetek. 
Mama uściskała nas, zanim wyszliśmy.
- Tylko nie wróćcie za późno - powiedziała.
 Za furtka skręciliśmy w prawo. Tata trzymał mnie za rękę, żebym się nie zgubił.
Szedł wielkimi krokami. A idąc, patrzył na chmury.
Tata zawsze tak robił.
Teraz kiedy mówił, dymiło mu z ust.
- To jest para wodna - powiedział tata. - Bierze się z tego, ze powietrze w ustach jest cieplejsze od powietrza na zewnątrz.
-- A co to właściwie jest wszechświat? - spytałem.
- To cały KOSMOS - powiedział tata. - w nim znajduje się wszystko, synku.
Droga do wszechświata prowadziła prosto, a potem skręciła w lewo.

Zadanie rodziców, to właśnie wprowadzanie w świat i opisywanie go.
Kiedy Ulf był mały, tato zabrał go na wycieczkę. Chciał mu pokazać coś wielkiego, coś co zapamięta na cale życie. W trakcie wyprawy okazało się jednak, że perspektywa małego chłopca jest nieco inna niż osoby dorosłej. Ulf zachwycał się ostem na łące, ślimakiem, kołyszącym się źdźbłem trawy. Tato opowiadał mu o gwiazdozbiorach i gwiazdach, które przestały istnieć. Tak bardzo skupiał się na zadzieraniu głowy w górę, że wdepnął w psią kupę.
I nagle okazuje się, że dziecko jest doskonałym nauczycielem, że dorosły, który chce być blisko musi widzieć z nieco innej perspektywy; że trzeba też czuć, słuchać, mieć dystans i poczucie humoru. Najgłębszą refleksją płynącą z tego spotkania jest fakt, że bliskość buduje się przez wspólne bycie i przeżywanie.
Bardzo ładne, pogodne, miękkie ilustracje.


Uli Stark
Jak tata pokazał mi wszechświat
Ilustracje Eva Eriksson
Wydawnictwo Zakamarki