niedziela, 17 sierpnia 2014

Małgorzta Strzałkowska "Rady nie od parady czyli wierszyki z morałem", "Raj na ziemi. Rady nie od parady II", "O wartościach. Rady nie od parady III"



Piegi 
Krysia  ma oczęta kocie,
nos garbaty, piegów krocie. 

Koleżanki szepczą w kontach:                                                                      
- Oj, ta Kryska to wygląda!
- Każda z nas by oszalała,   
gdyby tez tak wyglądała!

Przez te szepty, tak to bywa,  
Krysia niezbyt jest szczęśliwa.
Czasem woli zatkać uszy,
 bo nielekko jej na duszy... 

Aż raz w szkole ktoś umieścił
ogłoszenie takiej treści:
"Wielka gratka dla dziewczynek!!!
Pan reżyser kapucynek
szuka odtwórczyni roli
w świetnym filmie "Strąk fasoli"!
Wymagania: nos garbaty, buzia w piegi. Nic poza tym."

I już następnego rana
rzecz się stała niesłychana!
nosy Ali, Zosi, Ewki,
przedtem proste jak marchewki,
teraz są nie do poznania!
Nos zmieniła nawet Hania!
A do tego wszystkie mają
buzie jak indycze jajo!

Mruknął Krzysiek: - Zdaje mi się,
że tu widzę same Krysie...
Ale dziwna rzecz się stała - 
żadna z nich nie oszalała...

Zawsze lepiej jest pomyśleć
zamiast chlapnąć coś bezmyślnie. 


Znakomite książki.
Napisane wspaniałym językiem, misternie, mądrze, z poczuciem humoru. Mogą być wspaniałą lekturą wychowawczą w domu lub w szkole i zająć czas bez poczucia jego straty. Każda książka dedykowana jest innym zagadnieniom, a każdy wierszyk zakończony morałem zgodnym z przesłaniem tomu.
Mnie najbardziej podoba się tom drugi - "Raj na ziemi". Uczy poszanowania dla wszystkich istot żyjących, uwrażliwia na dbałość o środowisko naturalne, pokazuje, że wszelkie zmiany zaczynają się od siebie.
Bardzo, bardzo polecam.

Małgorzata Strzałkowska
Rady nie od parady
Ilustracje Marcin Bruchnalski
Wydawnictwo Czarna Owca

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Renata Piątkowska "Wszystkie moje mamy"



Pana Szymona Baumana codziennie można spotkać w parku. W długim płaszczu i czarnym kapeluszu spaceruje asfaltowymi alejkami, a potem zmęczony siada na ławce. Może tak siedzieć godzinami. Ma przymknięte oczy i wygląda, jakby drzemał. Ale on nie śpi i chyba nikt z was nie zgadłby, o czym wtedy myśli. Kiedyś opowiedział mi o tym, a zaczął tak:
- Wystarczy, że zamknę oczy, a znowu widzę pod powiekami te obrazy. Jedne trochę wyblakłe, jakby zamazane, na innych widać wyraźnie każdy szczegół. Ciągle powracają, a wraz z nimi ten mały chłopczyk w krótkich spodenkach i sznurowanych bucikach. Te sznurowadła to było moje utrapienie. Kiedy biegłem przez podwórko, zawsze wlokły się za mną po ziemi, a gdy próbowałem je zawiązać, zamiast kokardek wychodziły mi wielkie supły. Ale kto by tam przejmował się sznurowadłami, kiedy trzeba było kryć się za śmietnikiem, bo najlepszy kolega Dawid ostrzeliwał mnie spod trzepaka. Wołał przy tym:
- Pif-paf! Pif-paf! Już po tobie!
- Nieprawda! Wcale mnie nie trafiłeś! - upierałem się i przywierałem mocniej do ziemi.
- No dobra, to teraz ja uciekam, a ty mnie gonisz - rozkazywał i już gnaliśmy dookoła kamienicy, wymachując drewnianymi karabinami.
Dawid czasem lubił udawać rannego. Obwiązywał sobie wtedy kolano chusteczką i kuśtykając przez podwórko, jęczał:
- Ojej, dostałem w nogę. Strasznie boli. Należny mi się medal.
Medale robiliśmy z guzików owiniętych w złotka z chanukowych pieniążków z czekolady. Ponieważ obaj byliśmy dzielnymi generałami, to przy każdej okazji Dawid wręczał mi jeden medal, a ja drugi, taki sam, dawałem jemu. W domu ciągle słyszeliśmy, że nadciąga wojna, więc postanowiliśmy, że z najwyższego drzewa na naszym podwórku będziemy obserwować, czy ta wojna juz nadchodzi.
- A co zrobimy, jak zobaczymy niemieckich żołnierzy? - spytał Dawid.
- No, jak to co? Powiemy mojemu tacie! Mina im zrzędnie, jak zobaczą, z kim zadarli! - zawołałem, bo przecież wiadomo, że mój tata jest najsilniejszy na świecie. - Możemy też walić w nich z góry ogryzkami - dodałem po namyśle.
 - Albo zostaniemy szpiegami. - Dawid, jak zwykle, miał zwariowane pomysły. - Zakradniemy się w nocy do ich obozu i zabierzemy wszystkie pistolety. i jeszcze nasikamy im do hełmów - zachichotał.
- Tak, właśnie tak wyobrażaliśmy sobie te wojnę - westchnął pan Szymon. - Ale kiedy wybuchła, na nic zdały się nasze drewniane karabiny, ogryzki i punkt obserwacyjny na drzewie. W całej Warszawie słychać było wybuchy i terkot karabinów maszynowych. Kiedy nadlatywały niemieckie bombowce, najpierw rozlegało się takie dziwne brzęczenie, a potem samoloty z każdą chwilą robiły się oraz większe. Wtedy musieliśmy chować się w piwnicy, a one krążyły nad nami jak wściekłe osy. w wielkich brzuchach miały pełno bomb, które spadały na miasto ze świstem.

Piękna książka. Jest hołdem złożonym Irenie Sendlerowej i jej podobnym za ocalenie około 2500 dzieci z warszawskiego getta. Szymek jest jednym z ocalonych.
Historia opowiedziana  z perspektywy dziecka z niezwykłą wrażliwością i wyczuciem jego emocjonalności.
Dramatyzm książki polega, według mnie, na tym, że jesteśmy świadkami rozpadu dziecięcego świata, i tego realnego, i tego fantazyjnego. To co, można było w nim ocalić, zostało podjęte przez ofiarnych dorosłych. Inne sprawy dotknęła bezradność.
Jedna z lektur obowiązkowych na półce.

Renata Piątkowska 
Wszystkie moje mamy
Ilustracje Maciej Szymanowicz
Wydawnictwo Literatura

sobota, 9 sierpnia 2014

Anna Onichimowska "Krzysztofa Pączka droga do sławy"

Zaraz jak wszedłem do domu, to coś mi się nie spodobało. Było jakoś podejrzanie cicho, tato snuł się smętnie, a mama gotowała, co nigdy jej się nie zdarza.(...) Magda udawała, że odrabia lekcje, a w domu nie było śladu po malarzach. a jak o nich zapytałem, to nikt nie chciał ze mną gadać na ten temat. W końcu moja siostra powiedziała mi, że tato wyrzucił malarzy i że była awantura, i że oni tu już nie wrócą. A kuchnie i łazienkę będziemy malować sami. Nawet mi się to spodobało, ale pomyślałem sobie, że mnie to i tak nie dadzą pomalować, choćbym nie wiem jak chciał. Będą się może bali, że nie umiem albo że będę chciał pomalować w dżunglę. Poleciałem do kuchni pogadać z mamą i zobaczyć, co gotuje, ale nie była rozmowna, a gotowała chusteczki do nosa. Trochę mnie to uspokoiło, bo już się przestraszyłem, że wymyśliła jakaś nową potrawę na niedzielny obiad. a nam wystarcza, jak czasem mama piecze ciasto.
Zapowiadało się okropne, nudne popołudnie. W dodatku nic nie było w telewizji. ale właściwie cały czas coś wisiało w powietrzu. jakaś niezwykłość.
Kiedy w tej okropnej nudzie rozległ się dzwonek do drzwi, pobiegłem szybko je otworzyć i zupełnie zbaraniałem. Na progu stał moja druga babcia, której nie widziałem już chyba rok, z jakimś grubym facetem i trzema walizkami.  I w dodatku ten facet powiedział do mnie "Jonapot kiwanok" czy coś w tym rodzaju. Właściwie to nawet szybko domyśliłem się, że to może być Węgier. Bo babcia już prawie rok w Budapeszcie i tam uczy na uniwerku polskiego. jak mieszkała w Warszawie, to uczyła węgierskiego. Bo zna polski i węgierski. ale nie miałem czasu na długie namysły, gdyż wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie.
Na głos babci wyskoczyli rodzice, zaczęły się wylewne powitania, a za chwilę babcia z grubym panem i z trzema walizkami została wciągnięta do jedynego pokoju z meblami. Zrobiło się tak ciasno, że dla nas już właściwie nie starczyło miejsca i staliśmy wszyscy na korytarzu. Okazało się, że babcia wysłała do nas list uprzedzający, że przyjeżdża a myśmy nic takiego nie dostali. Przez chwilę zrobiło się trochę głupio, ze jakby wyszło na to, zer oni nie będą mieli gdzie spać, bo u nas malowanie i takie tam rożne głupoty. Ale tato od razu zarządził, że my z Magdą pojedziemy spać do drugiej babci., a oni już jakoś się poupychają. I wtedy właśnie babcia powiedziało to coś, co wszystkich zupełnie zamurowało.
Krzysio, uczeń klasy czwartej, postanowił być sławny. Po rozważeniu różnych możliwości zdecydował, że zostanie pisarzem. Z pewnością sprzyja temu nieco zwariowany humanistyczno-artystyczny klimat domu, w którym mieszka z rodzicami i  młodszą siostra Magdą. Trochę inaczej ocenia umiejętności chłopca nauczycielka j.polskiego Zakapior, ale co tam...
Książka miała kilka wydań. Osadzona jest w realiach, które dzieciom mogą wydać się nieco zabawne.
Samodzielne malowanie ręczników (by pasowały do wystroju), pranie we Frani, zbieranie oszczędności w SKO, Dzień dobry na tatrzańskich szlakach, listy na papierze a nie w skrzynkach mailowych itd. - sentymentalne klimaty, które doskonale pamiętam, a które mogą być przyczynkiem do ciekawych spotkań rodzinnych.
Książka ładnie napisana, pełna lekkiego humoru i ciepła.

Anna Onichimowska
Krzysztofa Pączka droga do sławy
Wydawnictwo Literatura

piątek, 1 sierpnia 2014

Ulf Nilsson "Żegnaj panie Muffinie"

Oto stara świnka morska, która nazywa się pan muffin. Pan Muffin wkrótce będzie miał siedem lat. Jest siwy i zmęczony. Mieszka w odwróconym do góry nogami niebieskim pudełku, które wygląda jak dom, z drzwiami i kominem. Pod domem znajduje się tekturowa skrzynka na listy. Czasami leży w niej kawałek ogórka lub migdał. Pan Muffin zawsze dokładnie sprawdza, czy nie ma jakiejś poczty.
Któregoś wtorku znajduje tam list: Panie Muffinie, jest mi tak smutno, bo tata mówi, że jeśli świnka morska jest stara, to może nagle umrzeć...
Czy pan Muffin potrafi czytać? Zjada list. Papier zamienia się w płatki, zamienia się w padający śnieg.
Pan Muffin zwykle siedzi w swoim niebieskim domku. Wzdycha i wspomina swoje życie. Gdy był młody chciał być zwinny i niegruby, tak aby móc się wspinać. Pamięta pewnego chomika, który był właśnie taki. O sobie samym myślał, że jest gruby i szczeciniasty jak prosiak.
Kiedyś pan Muffin miał żonę, świnkę morską o imieniu Wiktoria, czarna jak noc i piękna jak poranek. Mieli sześcioro małych, rozczochranych dzieci. O były to kochane, urocze maluchy! Tak, to było prawdziwe szczęście! Teraz wszystkie już wyfrunęły z domu, wzdycha pan Muffin.(...)
Raz, w środę rano, pan Muffin nie może wstać. Bardzo go bolą nogi i brzuch. Przychodzi pani weterynarz z wizytą. Ściska mu brzuszek,tak że pan Muffin aż krzyczy.
Pani weterynarz kiwa nad nim głową.

Na rynku jest kilka ciekawych książek dla dzieci o umieraniu i stracie. Ta należy do ładnych, prostych, ale niekoniecznie dających ulgę. W klimacie poważna i smutna, bardziej konfrontuje niż wspiera. Dużo w niej realności a za mało kocącej fantazji. Książka prosto i ciekawie napasana, ładnie ilustrowana. Może pomóc dzieciom w zmierzeniu się z tematem starzenia się, odchodzenia, nieuchronnością pewnych wydarzeń, ale wymaga bliskiej obecności dorosłego.


Ulf Nilsson
Żegnaj panie Muffinie
Wydawnictwo EneDueRabe