poniedziałek, 19 listopada 2012

Beata Ostrowicka "Jest taka historia, opowieść o Januszu Korczaku"

Frania, choć była mała, czuła, że zamieszkała w wyjątkowym miejscu i że Pandoktor jest wyjątkową osobą. To był raczej dom niż "placówka opiekuńcza". Było czysto, nikt nie chodził głodny. Nikt dzieci nie bił, nikt na nie nie krzyczał. Nawet na tego Arona. I dzieci tutaj zaczynały się uśmiechać. Robiły się pogodne, wesołe. Babcia uważa, że to zasługa Panadoktora, bo on miał inne podejście do dzieci niż większość pozostałych dorosłych. z szacunkiem. Mówił, że nie ma dzieci, tylko są ludzie.
Potrafię sobie wyobrazić dorożki, które w tamtych czasach jeździły po ulicach, to że w niektórych domach nie było prądu, tylko lampy naftowe.
Że nie było lego, rolek, komputerów, panie nosiły długie, ogoniaste suknie, kapelusze z piórami, kwiatami, ptakami i fryzury pełne loków, a panowie zakładali wąskie spodnie i coś, co babcia nazywa "surdutem" i to jest jakiś dziadek czy pradziadek dzisiejszej marynarki. Ale nie potrafię sobie wyobrazić, że żyli tacy dorośli, i żyło ich bardzo wielu, którzy uważali, że "dzieci i ryby głosu nie mają". I najważniejsze dla nich było, by dziecko, takie cichutkie, grzeczniutkie, słuchało mamy, taty, pan guwernantek, czyli opiekunek, nauczycielek. I że wtedy nikt się nie pytał, co dziecko myśli, czuje, jakie ma marzenia, co lubi, a czego nie, czy czegoś się boi. tak jakby dziecko to było tylko puste ciałko... Uff, nie lubię tego fragmentu opowiadania...
- To opowiedzieć jeszcze coś niezwykłego? - pyta babcia.
- Pewnie - rozjaśniam się. Bo wiem, co teraz usłyszę, i bardzo się z tego cieszę.
Babcia uśmiecha się. Ma siwiutkie włosy, mama mówi, że są "gołąbkowe", i wielkie czarne oczy. I gdy w nie patrzę, to widzę małą Franię z gołymi, podrapanymi nogami, Różyczkę, która jej nie odstępuje nawet na krok, wielkiego Arona, spędzającego każdą wolną chwilę w stolarni, w której by najchętniej spał. I Benia, i Dawida, i Sabinkę. I inne dzieci. I panią Stefę, która dba o wszystko, i Panadoktora, wyjmującego jakiś paproch z oka Marcela, a potem bawiącego się z dziećmi na podwórku.

Trwa rok poświęcony Januszowi Korczakowi. W świętowanie obchodów doskonale wpisuje się ta przepiękna książka.
Trzecioklasista Jasiek zaprasza swoją babcię do zwierzeń na temat dzieciństwa. Słyszy niezwykłą historię, która oprócz wątków osobistych pozwala poczuć codzienność Domu Sierot, a przede wszystkim odkryć niezwykłą postać Henryka Goldszmita. Pięknie ukazana osoba wielkiego przyjaciela dzieci - ciepłego, dobrego, wymagającego, rozumiejącego i bardzo kochanego przez najmlodszych.
Książka może być dobrą lekturą i dla dzieci i dla rodziców. Ja wyniosłam z niej wiele i mam nadzieję, że każdy kto zdecyduje się poświęcić jej uwagę, zostanie hojnie obdarowany.

Beata Ostrowicka
Jest taka historia
opowieść o Januszu Korczaku
Ilustracje Jola Richter-Magnuszewska
Wydawnictwo Literatura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz