środa, 24 lipca 2013

Mary Norton "Gałka od łózka"


Nazajutrz około dziesiątej rano dzieci znowu zjawiły się u panny Price. Twarze miały poważne, a zachowanie raczej niepewne.
— Czy moglibyśmy — zwróciła się Kasia do uśmiechniętej Agaty, która im otworzyła drzwi — zobaczyć się z panną Price?
Chrząknęła, jakby trochę zdenerwowana.
— Panna Price jest zajęta w tej chwili — odparła Agata. — Czy mam jej coś powiedzieć?
Kasia zawahała się. Jak dalece Agata była wtajemniczona we wszystko? Dziewczynka spojrzała na braci. Karolek wystąpił naprzód.
— Czy mogłaby pani powiedzieć pannie Price, że to nie działało?
— Nie działało? — powtórzyła Agata.
— Proszę jej powiedzieć tylko tyle: „To nie działało”.
— To nie działało — powtórzyła Agata, by dobrze zapamiętać polecenie, i znikła w głębi korytarzyka, zostawiając drzwi wejściowe otwarte. Dzieci usłyszały, jak gdzieś pukała. Po chwili wróciła.
— Panna Price prosi, żebyście weszli.
Dzieci znowu znalazły się w saloniku. Każde wzięło sobie krzesełko i siadło nieśmiało na brzeżku.
— Założę się, że będzie zła — szepnął Pawełek, przerywając milczenie.
— Psst... — rzekła Kasia. Była bardzo blada.
Nagle drzwi otworzyły się i utykając weszła do pokoju panna Price. Na chorej nodze miała bandaż i ranny pantofel, ale mogła już chodzić bez laski.
Obiegła wzrokiem twarze dzieci.
— Nie działało? — spytała powoli.
— Nie — odpowiedziała Kasia.
Panna Price usiadła na kanapie. Dzieci popatrywały po sobie w milczeniu.
— Czy na pewno zrobiliście wszystko, jak trzeba?
— Tak, dokładnie tak, jak pani mówiła. Wkręciliśmy ją do połowy, potem obróciliśmy trochę i wypowiedzieliśmy życzenie.

— No i co się stało?
— Nic — rzekła Kasia, a Pawełek oskarżycielsko wlepił oczy w pannę Price.
— Nie rozumiem — powiedziała panna Price. Zastanawiała się przez chwilę. — Czy macie ją z sobą?
Tak. Miała ją Kasia, schowaną w plastykowej torebce. Panna Price wyjęła lśniącą kulę i przyjrzała się jej z wyraźnym zakłopotaniem.
— Czy łóżko w ogóle się nie poruszyło? — spytała.
— Tylko kiedy Pawełek wskoczył na nie.
— Gałka jest trochę zardzewiała od spodu — rzekła panna Price.
— Zawsze taka była — odpowiedziała Kasia.
— Więc nie wiem. — Panna Price wstała, z wysiłkiem stąpając chorą nogą. — Wezmę ją i sama wypróbuję.
Skierowała się do drzwi.
— Czy możemy iść z panią?
Panna Price odwróciła się powoli. Krąg wpatrzonych w nią oczu zdawał się ją zatrzymywać. Dzieci spostrzegły, że zawahała się na chwilę.
— Niech nam pani pozwoli! — poprosiła Kasia.
— Nikt jeszcze nie widział mojej pracowni — powiedziała panna Price. — Nawet Agata.
Kasia miała już na języku: „Ale przecież my należymy do wtajemniczonych”. Lecz po namyśle dała pokój i nie odezwała się. Jednakże błagalne spojrzenia dzieci mówiły więcej niż słowa.
— No dobrze. Na razie muszę posłać Agatę do sklepu, a potem zobaczymy.
Panna Price wyszła z pokoju. Zdawało się, że minęła cała wieczność, nim ich przywołała. Wbiegli skwapliwie do korytarzyka. Panna Price wkładała na siebie biały kitel.
W ręku trzymała klucz.
Dzieci, idąc za nią, znalazły się po chwili w ciasnym i ciemnym przejściu z kilkoma schodkami. Usłyszały, jak obróciła klucz w dobrze naoliwionym zamku. Weszła do jakiegoś pokoju i stanąwszy przy drzwiach, skinieniem głowy dała im znak, by podążyli za nią.
— Zachowujcie się spokojnie — powiedziała — i uważajcie, żeby czego nie strącić.
Pokój musiał być kiedyś najwidoczniej spiżarnią. Podłoga wyłożona była kamiennymi płytami, a pod ścianami stały drewniane półki. Kasi rzuciły się przede wszystkim w oczy duże szklane słoje, z których każdy zaopatrzony był w nalepkę pokrytą pismem maszynowym. Panna Price z rumieńcem dumy na policzkach wskazywała poszczególne słoje.
— Ropuchy, zajęcze łapy, skrzydła nietoperzy, o Boże... — Ujęła pusty słój, w którym na dnie widniało jeszcze parę wilgotnych kuleczek. — Zabrakło mi tylko oczu trytonów!
Zajrzała do wnętrza słoja, po czym odstawiła go z powrotem na półkę. Wzięła ołówek i zapisała coś w notesie wiszącym na ścianie.
— Zupełnie nie można ich teraz zdobyć — powiedziała z westchnieniem. — Ale nie narzekajmy. A w tym pudle trzymam wyniki moich doświadczeń. Pomyślne, a czasem niepomyślne, niestety. To są moje notatki...
Kasia zajrzała jej przez ramię i zobaczyła pokaźny stos zeszytów opatrzonych starannymi napisami.
— „Czary, uroki, zaklęcia” — przeczytała na głos.
— Nie wiem, czy które z was zdaje sobie sprawę — rzekła panna Price — jaka jest różnica między czarem a zaklęciem.
— Myślałem, że to jest to samo — rzekł Karolek.
— A, tak ci się zdawało? — odparła panna Price z tajemniczą miną i twarz jej rozbłysła ukrytą wiedzą. — Chciałabym, żeby czar był tak łatwy jak zaklęcie.
Uniosła śnieżnobiały kawałek muślinu i dzieci z lekkim dreszczem ujrzały coś, co wyglądało jak zielonkawy plasterek mięsa. Leżał równo ułożony na lśniącym, porcelanowym półmisku i z lekka zalatywał chemikaliami.
— Co to jest? — spytała Kasia.
— To jest — odparła panna Price niepewnie — wątroba smoka.


Książka wydana po raz pierwszy w 1970 r. Dla wielu dorosłych, to powrót do dzieciństwa. Lektura wznowiona przez Wydawnictwo Dwie Siostry daje szansę odnalezienia kolejnych pięknych książek, które mogą cieszyć pokolenia.
Kasia, Karolek i Pawełek zostają wysłani na wakacje na wieś do ciotki w hrabstwie Bedford. Spędzają tu czas spokojnie i bez większych atrakcji, do czasu, gdy poznają pannę Price. Panna Price nie odznacza się niczym szczególnym, jest zupełnie przeciętną osobą. Któregoś razu dzieci szły na grzyby i spotkały leżącą pod drzewem pannę Price ze skręconą nogą. Urazu doznała spadając z... miotły. I tak to się zaczyna.
O tym kim są panna Price i Emeliusz, jakie niezwykle właściwości ma metalowe łóżko, gdy włoży się na nie gałkę i jakie przygody spotkały dzieci po zaprzyjaźnieniu się z nieprzeciętną sąsiadką można dowiedzieć się w dwa popołudnia spędzone z książką.


Mary Norton
Gałka od łóżka
Ilustracje Jan Marcin Szancer
Wydawnictwo Dwie Siostry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz