sobota, 15 września 2012

Ake Holmberg "Latajacy detektyw"


Długa i waska ulica Królowej leży mniej więcej w centrum Sztokholmu. Ruch na niej nieustanny. Zrozumiałe, że jest to najbardziej odpowiednie miejsce na biuro prywatnego detektywa - tam jest się naprawdę w samym sercu wszystkich spraw. Idąc ulicą Królowej w piękny letni dzień, nie zdziwisz się, ujrzawszy na drzwiach domu napis: T.SVENTON Praktykujący Prywatny Detektyw.
Ów Sventon był małym, chudym człowieczkiem o ostrym profilu. Zatroskany siedział właśnie przy biurku i gładził w zamyśleniu czarna brodę. Długi, cienki nos upodabniał go do jastrzębia ( o ile można wyobrazić sobie jastrzębia z brodą). Nie wyglądał na zadowolonego.
Cechowała go przecież bystrość i odwaga, chętnie podejmował nawet najbardziej niebezpieczne zadania i wcale niewykluczone, że był najsprytniejszym detektywem w kraju. A jednak nigdy nie otrzymał żadnych zleceń. Jeśli już ktoś zadzwonił do drzwi, prawie zawsze był to sprzedawca sznurowadeł, a prawie nigdy ktoś, kto by mu zlecił śledzenie jakiegoś podejrzanego osobnika czy też odnalezienie wartościowego naszyjnika z pereł, którego szukano od zeszłego piątku.Nikt więc nie mógł się się nawet domyślać, jakim zdolnym detektywem był Sventon. Wiedział to tylko on sam.
Każdy człowiek posiada swoje drobne właściwości różniące go od innych. Sventon miał ich dwie. Po pierwsze nie mógł wymówić Sture Svensson, tak się rzeczywiście nazywał. Wychodziło mu raczej Ture Sventon, więc koniec końców zmienił nazwisko i teraz naprawdę nazywa się Ture Sventon. Poza tym nie mógł wymówić słowa ptyś - brzmiało jak psyś. A gdy chciał powiedzieć pistolet, mówił piftolet. Nie ma co ukrywać, Sventon nieco seplenił.
Drugą dziwną właściwością było to, że zawsze wyglądał na bardzo zajętego, choć nigdy nic nie robił. Jeżeli czasem jakiś klient odwiedził go w biurze, odnosił wrażenie, że Sventon ugina się pod ciężarem najbardziej niebezpiecznych zadań. Co chwila dzwonił telefon, a Sventon odpowiadał na przykład tak: "Halo! Dobrze, w porządku. ale pamiętajcie! Piftoletu używać tylko w razie konieczności. Nie zapominajcie o tym, chłopcy!" Albo tez klient słyszał ku swemu wielkiemu zdziwieniu , że Sventon "...śledzil go aż do Rio de Janeiro...współpracuje z policja brazylijską. Do widzenia." To wszystko było bardzo dziwne. Gość nie mógł jednak wiedzieć, ze Sventon mówił tylko ze swoją sekretarką, panną Jansson, która dzwoniła z drugiego pokoju. Miała ścisłe polecenie telefonowania, gdy tylko zjawił się klient.

Pewnego dnia los detektywa się odmienił. W jego gabinecie pojawił się Omar, który sprzedał mu latający dywan oraz starsza pani, która przekazała Sventonowi poważne zlecenie w Lingonbodzie.
Od tej pory, w towarzystwie czworga młodych ludzi, detektyw tropi niebezpiecznych złodziei Wilhelma Łasicę i Byka.
Książka niezwykle sympatyczna, zabawna, z nietuzinkowatymi bohaterami. Oczywiście pięknie wydana, jak większość książek tego wydawnictwa. Serdecznie zachęcam.

Ake Holmberg
Latający detektyw
Ilustracje Anna Kołakowska
Wydawnictwo Dwie Siostry


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz