piątek, 14 grudnia 2012

Grzegorz Kasdepke "Kacperiada"


Uwaga na baterie!
Za kazdym razem, gdy mój synek, Kacper, jedzie do babci Bogusi, wraca od niej z jakimś prezentem - przeważnie takim, od którego boli mnie głowa.
Albo jet to elektryczne pianino, głośne i piszczące niczym psiak na deskorolkach; albo jest to zdalnie sterowany samochód, trąbiący na mnie, gdy tylko stanę na jego drodze, a ostatnio przywiózł robota - wielkiego jak walizka, a hałaśliwego jak cały pociąg.
Zabawki te mają jedną zaletę - wszystkie są na baterie, a baterie, o czym każdy wie, szybko się wyładowują. Kacper zaś nigdy nie pamięta, by kupić nowe - dopóki więc nie pojedzie znowu do babci Bogusi, mamy spokój.
Robot zgodnie z moimi przewidywaniami już na drugi dzień z rana zaczął charczeć, wieczorem zaś umilkł całkowicie; pomrugiwał tylko zaczerwienionymi oczami, jakby był chory...
- Ooo, biedny...- zmartwiłem się nieszczerze. - Jutro musimy coś z nim zrobić!...
Po cichu jednak liczyłem na to, ze Kacper w przedszkolu zapomni o robocie.
Nie muszę więc pisać, jak bardzo byłem rozczarowany, gdy mój synek, od razu po przyjściu z przedszkola, zapytał chrapliwym głosem:
- Co robimy z tym robotem?...
Zdumiałem się brzmieniem jego głosu.
- Synu, dlaczego tak chrypisz? - zapytałem.
- Widocznie wyczerpały mi się baterie - wychapał Kacper.
Kazałem mu otworzyć  buzię, wysunąć język i powiedzieć "Aaa!..."
Gardło miał czerwieńsze od pomidora A czoło gorące jak kaloryfer.
- Dobra, zmierz temperaturę! - powiedziałem. A ja w tym czasie zadzwonię do lekarza! 

Lekarz był już po godzinie.
Zbadał Kacpra, zapisał mu leki i nie pozwolił mu ruszać się z łóżka przez dwa dni.
- Przez ten czas podładujesz bateryjki! - zażartował. - A potem będziesz jak nowy!...
Kacper popatrzył na mnie zdziwiony - bateryjki?...
- Tak się mówi...- wyjaśniłem.
Kacprowi wpadł do głowy jakiś pomysł. Zaczął szeptać po cichu z lekarzem - ten roześmiał się nagle, a potem wypisał na nowo receptę. Pożegnali się jak starzy kumple.
Wieczorem poszedłem do apteki. Pani aptekarka zaglądając do recepty podawała mi wciąż nowe leki; w pewnym momencie jednak znieruchomiała ze wzrokiem wbitym w niewyraźne pismo lekarza.
- Wie pan... - powiedziała w końcu. - Baterie to pan może kupić w kiosku...
- Co proszę?! - zapytałem zdumiony.
U dołu recepty, czarno na białym, stało: "4 baterie R-14!"
Roześmiałem się, zapłaciłem za leki, no a wracając do domu zahaczyłem jeszcze o kiosk - bo lekarzy trzeba słuchać...
- Masz?... - zapytał Kacper.
- Mam...- powiedziałem próbując zachować powagę. Dałem mu tebletki, syrop, a na końcu wyciągnąłem z kieszeni baterie. - A to dla robota!...
Kacper rzucił mi się na szyję.
- Tylko pamiętaj!...- wystękałem na pół przyduszony - żeby ten robot się trochę oszczędzał...Przynajmniej teraz, gdy jesteś chory...

Zabawne historyjki z udziałem Kacperka i, bardzo często, jego taty. Poznajemy też Magdę, występującą w roli żony, mamy, rodzinnego obserwatora. Mini klopociki, mini tarapaty, ale w życiu malucha ważne i poważne. Zwyczajne dziecko, zwyczajni rodzice i zwyczajne życie, tyle ze z dystansem i poczuciem humoru. A rodzic z tej książki (niby tylko dla dzieci) może naprawdę wiele skorzystać. Podstawowa nauka brzmi: słuchaj swojego dziecka i bądź z nim.

Grzegorz Kasdepke
Kacperiada Opowiadania dla łobuzów i nie tylko
Ilustracje Piotr Rychel
Wydawnictwo Literatura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz